środa, 29 grudnia 2010

Bitwa o Anglię - trochę historii

Kiedy w 1903 roku Orville Wright wzbił się w powietrze a swoim aeroplanie i ku radości nielicznych gapiów przeleciał prawie czterdzieści metrów, prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że właśnie stał się współtwórcą jednego z najwspanialszych i najbardziej zabójczych wynalazków w historii ludzkości. Już w dwanaście lat później, w czasie I wojny światowej, nieliczni entuzjaści wykorzystywali samoloty do działań wojennych (któż nie kojarzy słynnego Czerwonego Barona Richthofena w niezapomnianym Fokkerze), choć były to działania mało skoordynowane i oparte raczej na intuicyjnym wyczuciu możliwości sprzętu niż na jakiejkolwiek ogólnej strategii wykorzystania tych maszyn. Niektórzy dowódcy dawali pilotom do ręki bomby lub karabiny, tworząc z samolotów narzędzia ofensywy lub defensywy, ale wielu było takich, którzy widzieli w nich wyłącznie sprzęt do przeprowadzania zwiadu na tyłach nieprzyjaciela.
Strzępy doświadczeń, takich jak bombardowania miast czy pojedynki powietrzne nad francuskimi okopami, stały się po zakończeniu Wielkiej Wojny tematem głębokich rozważań wśród dżentelmenów usadzonych przy sztabowych stołach – w zależności od osobistych predyspozycji każdy wysnuwał inne (choć niezmiennie słuszne) wnioski. I w tym informacyjnym chaosie nikt nie spodziewał się, że prawdziwa chwila prawdy dla wszystkich tych mądrych koncepcji nadejdzie niebawem – bo w lipcu 1940 roku, kiedy na dobre nad kanałem La Manche rozszaleje się bitwa o Anglię, najważniejsza i największa potyczka powietrzna w historii, która zmieniła oblicze świata.

sobota, 25 grudnia 2010

Odkrywam w sobie artystę...

... no, może nie do końca. Ale nudząc się na wykładzie z chemii zaczęłam szkicować co popadnie (dziwnym trafem popadał Sherlock Holmes) i nagle patrzyłam na komiks będący odpowiedzią na prośbę z Sherlokianistycznego kink meme (miejsca gdzie ludzie opisują, co pragnęłiby przeczytać/zobaczyć/posłuchać, a inni spełniają ich życzenia), dotyczącą przyjaźni Sherlock - John i Sherlock - Czaszka w najnowszym serialu BBC. Komiksik jest w języku angielskim. Dopiero po narysowaniu zwróciłam uwagę, że jest zadziwiająco podobny graficznie do 'xkcd' - ale wynikło to jedynie z marnych talentów plastycznych i oszczędności formy.

piątek, 24 grudnia 2010

Wesołych Świąt!

Wszystkim gościom mojej Nory życzę spokojnych, rodzinnych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia. Niech stoły uginają się od ulubionych potraw, a podłoga - od prezentów zmagazynowanych pod choinką. Żeby każdy kolejny dzień Nowego Roku przynosił nowe okazje do uśmiechu i radości... No i niech obfituje jedynie w dobre książki, filmy i piosenki!

A w ramach świątecznego nastroju, mało znana, świąteczna piosenka w wykonaniu jedynych i niepowtarzanych Pink Floydów!

wtorek, 21 grudnia 2010

Świąteczne piosenki... te inne

Nie można włączyć radia, żeby nie zostać zbombardowanym Świątecznymi piosenkami - 'White Christmas' goni 'Jest taki dzień', poganiane przez 'All I want for Christmas is you'. Szczyt mojej tolerancji na radość Świąt osiągnęłam, kiedy włączywszy RMF Classic Rock usłyszałam "Thank God it's Christmas" Queenu. Nie, powiedziałam sobie wtedy, przecież muszą być jakieś inne, oprócz tych puszczanych do znudzenia sztampowych kawałków, piosenki na czas Świąt. I kilkadziesiąt YouTubowych filmików później... okazało się, że są. I to nawet całkiem ciekawe.

piątek, 17 grudnia 2010

5 filmów do obejrzenia w Święta

W  Święta można mieć dość grania w planszówki z nie tylko najmłodszymi domownikami, odpowiadania na dziwaczne pytania bliższej i dalszej rodziny i udawania, że (nie)życie uczuciowe kuzynki jest najciekawszą rzeczą, jaką możemy usłyszeć. Książkę czytać w towarzystwi głupio, a w telewizji królują dziwaczne filmy dla dzieci i Kevin Sam W Domu... Więc czemu nie zobaczyć wspólnie jakiegoś innego, ciekawszego filmu? Postanowiłam więc przedstawić 5 filmów, które są moim zdaniem najlepsze do wspólnego oglądania w ten radosny czas.


wtorek, 14 grudnia 2010

Genesis Klassik, czyli Ray Wilson w Zabrzu

Z muzyką Genesis zetknęłam się dzięki mojemu Tacie, który postanowił w młodym wieku zaszczepić mnie przeciwko popowej 'sieczce' poprzez podawanie w dużych stężeniach przeciwciał z 'klasyki' - Pink Floydów, Queenu, Dire Straits, The Doorsów, Led Zeppelinów czy, w końcu, samego Genesisu. Dlatego też nie mogłam sobie odpuścić wycieczki na odbywający się 13 grudnia w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca koncert "Genesis Klassik", reklamowanym chwytliwym hasłem "największe przeboje grupy w symfonicznych aranżacjach" i wielkim nazwiskiem Ray Wilson u samego szczytu plakatu. Sam Ray Wilson, rany julek! No dobrze, może to nie Phil Collins, Peter Gabriel czy Steve Hackett, ani nawet nie Tony Banks, Anthony Phillips czy Mike Rutherford, o których może nawet i ktoś słyszał... Ale w końcu śpiewał na "Calling All Stations", prawda? Może nie była to ich najlepsza płyta (a wielu powiedziałoby, że najgorsza), ale to w końcu... Genesis! No więc poszłam. I było absolutnie fantastycznie, ale o tym już po 'więcej'.

sobota, 11 grudnia 2010

10 książek, które kupiłabym mojemu przyszłemu dziecku...

To jest 11, gratisowa... Elementary, my dear child!
Z czegoś takiego mogłabym uczyć literek!
... Gdyby istniały. Niestety, wszystkie z poniżej wymienionych książeczek są jedynie pobożnym życzeniem zdesperowanych rodziców i/lub przyszłych rodziców. Nie śledzę, przyznam sie od razu, z zapartym tchem oferty księgarskiej skierowanej dla najmłodszych, ale odbyłam dwa dni temu fascynującą telefoniczną rozmowę z osobą poszukującą odpowiedniej literatury dla czterolatki (no i jej nerdowskich rodziców), i to otworzyło mi oczy. Tak że kiedy poszłam do Empiku (proszę bez komentarza, mea maxima culpa!) o mały włos nie musiałam prosić obsługi o pomoc w szukaniu gałek ocznych. Choć taka książeczka jak "To co najbardziej lubię... gdy idę spać" wzbudziła we mnie niesłabnącą do teraz radość i afirmację życia, to jednak znacząca większość literatury dziecięcej wynaleziona została prawdopodobnie w celu pognębienia rodziców, zmuszonych je czytać na głos swoim pociechom ("Kołysanki dla kucyków" ... błaaaagam). Ale po krótkim poszukiwaniu znalazłam kilka pozycji, które koniecznie zakupiłabym mojemu przyszłemu dziecku, jako pouczające, mądre, ciekawe i znośne do poczytania...


niedziela, 5 grudnia 2010

Jak przeżyć po apokalipsie?

Więc nagle wybuchła III wijna światowa, cywilizacja została zmieciona z powierzchni Ziemi, a my, ukryci w jakimś naprędce zbudowanym żelbetowym bunkrze, przetrwaliśmy. Powstaje pytanie: co robić dalej? Co jeść? Jak poradzić sobie z popromiennymi mutantami? Jak uniknąć niewolniczej pracy dla androidów? Jak wykorzystać walające się wszędzie czaszki? Dla osób, które przy każdym pytaniu wydały z siebie znaczące i jękliwe: 'nie wiem', powstał ten oto któki film edukacyjny Australijskiej Rady Obrony Cywilnej, Ducked and Covered, pokazujący w formie prostego instruktażu, co należy robić.




(Film ten zdobył oprócz tego kilka prestiżowych nagród dla najlepszej animacji, m.in. na The Maelstorm International Film Fest 2010, a autor, Nathaniel Lindsay, otrzymł podobno kilkanaście propozycji zatrudnienia od największych wytwórni filmowych).

środa, 1 grudnia 2010

Bez Adresu Zwrotnego, opowiadanie Sigrid Ellis

Na internecie można znaleźć rzeczy iście fascynujące - takie jak na przykład to opowiadanko Sigrid Ellis - "No Return Adress". Są to nie wysyłane listy matki do podróżującej po Europie córki... a przy okazji druga strona epickich przygód rodem z powieść fantasy. Więcej powiedzieć o fabule nie mogę, już i tak za dużo suspensu udało mi się zepsuć...

"Key West" by Paula Friedlander
Inspiracją do napisania tego opowiadania, jak mówi autorka, były trzy lata w szkole z internatem spędzone  na niewysyłaniu żadnych sensownych informacji do rodziny. Kiedy dochowała się włąsnych dzieci, uświadomiła sobie, jak niesprawiedliwe i krzywdzące było to dla jej biednej, pozostawionej własnym niewesołym myślom matki. Ale dla wygody czytelnika wprowadziła do całej sprawy trochę magii. Zdecydowanie polecam, zwłaszcza tym, którzy lubią prozę Joanne Harris - klimat jest bardzo podobny. Niestety jest po angielsku, ale warto się trochę pomęczyć.

niedziela, 28 listopada 2010

Opowiadanie - Samotność owiec

Początkowo spisane na czterech serwetkach i ulotce z księgarni, opowiadanie to zrodziło się podczas mojej odsiadki w barze z kebabem. Czekając na moją kolejkę zaczęłam się rozglądać, tylko żeby stwierdzić, że gapi się na mnie z uśmiechem niski człowiek w dziwacznej czapeczce z daszkiem. Odpłaciłam się równie przyjemnym uśmiechem, i wróciłam do konsumpcji kebaba... żeby zacząć myśleć o niebezpieczeństwach, jakie czyhają na samotnych ludzi w środku miasta.
Interpretacja nieobecności i samotności wg Pink Floydów,
obrazek z "Wish you were here"

czwartek, 25 listopada 2010

Sherlock Holmes and the Secret Weapon

Na długie, zimowe wieczory najlepsze są potworne, strare filmy. Na YouTube można znaleźć ich wiele... Ale jak to bywa, ja znalazłam Sherlocka Holmesa z roku 1943 - gdzie Basil Rathbone wcielił się w rolę THE detektywa, apodyktycznego i całkiem nieźle ubawionego całą sytuacją, a mój znienawidzony Nigel Bruce wciąż usiłował u jego boku grać Watsona. Tym razem, jak na fim z poczatku lat czterdziestych przystało, walczą z nazistami poprzez zabawę w firmę ochroniarską 24/7 nad szwajcarskim naukowcem, który ma sprzedać rządowi brytyjskiemu patent na znakomity celownik do bombowców. Oczywiście mamy tu wszystkich, których znamy i kochamy, czyli nie dość, że nasze Dynamic Duo, to jeszcze Inspektora Lestrade'a i diabolicznego Moriarty'ego...  A sam film może zapewnić 68 minut całkiem niezłej zabawy.

piątek, 19 listopada 2010

Harry Potter i zdechły fandom


Niestety, wyszło trochę zbyt dosłownie...

"Harry Potter i Insygnia Śmierci" w wersji książkowej był dla mnie wydarzeniem tak wiekopomnym i ważnym, że ryzykując zdrowie i życie czytałam nowo nabytą powieść po angielsku w nocy w czasie podróży nad morze, a zaznaczyć muszę, że dostaję choroby lokomocyjnej nawet w wyniku krzywego popatrzenia przez szybę, o czytaniu już nie wspomnę. Natomiast film będący adaptacją owej książki pozostawił mnie w uczuciu całkowitej obojętności na zło magicznego świata. Mnie, fankę, która roztrząsywała użycie przymiotników w drugiej części, żeby wydedukować zakończenie książki! Czemu?



Let's paint the town RED!

Wielu ludzi wychwalało mi film RED, co przyjęłąm z pewną dozą sceptycyzmu (co, kolejny śmieszny film akcji? Od tego mam Drużynę A, dziękuję bardzo!) - ale w końcu i tak wylądowałam w czerwonym fotelu w ostatnim rzędzie kina, ściskając w rękach bilet i zakładając się w duchu, ile trailerów zostanie wyświetlonych przed filmem. I co? I gdyby nie to, że akcja wbijała w fotel, to tarzałabym się na ziemi poszukując wyśmianych na podłogę płuc.


Badass, more badass, RED!


sobota, 13 listopada 2010

Na Tropie Wielkiego Detektywa

Mało jest tak znanych i tak rozpoznawalnych postaci jak Sherlock Holmes: genialny Londyński detektyw, uosobienie logiki i badawczego umysłu, pionier nowożytnej kryminalistyki i gwiazda zarówno kina, jak i telewizji – są nawet ludzie szczerze przekonani, że jest on postacią historyczną, a nie jedynie wymysłem niedocenianego autora historycznych epopei. Bohater stworzony przez sir Arthura Conana Doyle’a na stałe zagościł w naszej kulturze, rozbudzając wyobraźnię niezmierzonych mas ludzkich z całego świata – w tym także i mojej skromnej osoby. Dlatego też, napędzana lekką obsesją, postanowiłam nie ograniczyć się tylko do oglądania filmów i czytania opowiadań, ale i zajrzeć też głębiej w tą norę by znaleźć prawdziwe oblicze naszego Wielkiego Detektywa. Więc, mój drogi czytelniku, zagłębmy się w to, co nie do końca elementarne i wyruszmy tropem Sherlocka Holmesa.



poniedziałek, 8 listopada 2010

RockMann!

Jego radiowego głosu nie sposób nie rozpoznać, podobnie jak jego  unikatowo obłej sylwetka pojawiającej się czasem na telewizyjnym ekranie. Wojciech Mann, bo o nim tutaj mowa, udzialeał się dotychczas literacko jedynie w Gazecie Wyborczej, w rubryczce"Dużego Formatu" Monday Maniac, jedynej  (no, oprócz krzyżówki i krótkiej notki o historii) jaką czytywałam z regularnością zegarka - ale niedawno popełnił swoisty precedens wydając na świat krzykliwie pomarańczową książkę "RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą".

W założeniu wydawcy miała to być chyba autobiografia, ale gdzieś na linii wydawnictwo - Mann musiał działać głuchy telefon... co chyba wyszło wszystkim na dobre. "RockMann" to bowiem genialna książeczka o muzyce i Mannie - opowiesć o pasji, miłości, zaangażowaniu, i wpływie jakie wzajemnie na sobie mieli. Można by rzec, że to prawie romans, tyle że zamiast sexu jest sax.

Całość napisana jest z właściwą autorowi werwą, autoironią i humorem, co dodatkowo umila lekturę już i tak fascynującej książki, bo przyznać trzeba, że muzyczny życiorys naszego ulubionego dziennikarza to perełka sama w sobie. Książka to zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla miłośników muzyki starszej daty - choćby dla smaych opisów wybryków The Animalsów, Teddy’ego Wilsona czy Johny'ego Casha, jakich świadkiem był w swoim czasie Mann. Jedynym mann-kamentem jest tu mała objętość ksiązki i kilka ostatnich rozdziałów napisanych chyba na kolanie w przeddzień oddania do druku... ale i tak jest to książka świetna.

Pełną recenzję na Granicach przeczytajcie TUTAJ.

niedziela, 7 listopada 2010

14. Targi Książki w Krakowie

Miałam wczoraj niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju okazję, żeby pochodzić po organizowanych w Krakowie już po raz 14. Targach Książki. Poprzednie edycje przeszły koło mnie całkowicie obojętnie (ha, nawet o nich nie słyszałam!), ale tym razem postanowiłam się ukulturalnić, zwłaszcza że dzięki znajomści z pewnym panem Sławomirem Krempą z redakcji Granic miałam okazję dostać darmowe wejściówki. Nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać, ale na pewno nie przypuszczałam, że będzie to takie pamiętne przeżycie!  

Yours truly, z Jeffrey'em Archerem... bo muszę się pochwalić!

środa, 3 listopada 2010

Fantastyczny Pan Lis

Sięgając po "Fantastycznego Pana Lisa" i ściągając go z półki w wypożyczalni miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony - poklatkowa animacja i nazwisko Roalda Dahla na okładce zwiastowały coś, co zapewni mi wieczór pełen wrażeń. Z drugiej - sztampowa na pierwszy rzut okaz historia i nierówny, dziwaczny zwiastun przywodził mi na myśl futerkowe Ocean's Eleven dla dzieci (co za komplement wzięte być nie powinno za żadne skarby z jakiegokolwiek kasyna). Jednak pierwsze pięć minut filmu pokazało mi, oprócz feerii brązów, żółci i czerwieni, że nie zmarnowałam tych ośmiu złotych i że mam przed sobą film nietuzinkowy, interesujący i głęboko wciągający w dół tej lisiej nory. Dlaczego?

niedziela, 31 października 2010

Bój się...! cz.1

... Czyli rzeczy dookoła nas, których należy się bać. Czy siedząc eraz przed monitorem myślisz, że nic nie może cię poruszyć? Znacyz totylko tyle, że jesteś niedoinformowany i to znacząco. Dla uhonorowania Halloween sporządziałam listę rzeczy, których możemy się naprawdę bać, a które są wszędzie wokół nas.


Bitwa o Anglię

„Bitwa o Anglię” Stephena Bungaya to rozległy i bardzo dokładny opis wydarzeń, jakie rozegrały się dokładnie siedemdziesiąt lat temu nad kanałem La Manche, kiedy lotnicy brytyjscy i niemieccy zwarli się w podniebnej walce o przyszłość Europy. W sposób całościowy i przekrojowy ujęta jest tu nie tylko problematyka militarna tego lotniczego starcia nad starciami, ale również społeczne i gospodarcze aspekty sytuacji, tak często omijane przez zafascynowanych Spitfire’ami historyków.
Oprócz naprawdę lekkiego pióra i umiejętności jasnego przekazywania swoich myśli, Bungay może się pochwalić niebywałym zacięciem do samodzielnego poszukiwania i interpretowania źródeł., przez co jego opis bitwy o Anglię jest jednym z najobszerniejszych i najdokładniejszych jakie są obecnie dostępne na rynku. Autor fachowo rozprawia się z mitami, jakimi już w początkach narosła ta potyczka, konfrontując rzeczywistość z romantycznymi wyobrażeniami.
„Bitwa o Anglię” to istna perełka. Świetnie się czyta, a oprócz tego naprawdę wnosi coś nowego w pojmowanie całego zjawiska wojny powietrznej.
Pełną recenzję przeczytaj na Granicach, dokładnie TUTAJ

piątek, 29 października 2010

Coś na Halloween

W ramach świętowania Halloween, proponuję coś literackiego: "Kruk" Poego, czytany przez Johna De Lancie (niektórym znanego jako Q ze Star Treka...). Świetne wykonanie!

czwartek, 28 października 2010

Okręt Rzymu - czyli trochę o sztampie

Na Granicach pokazała się kolejna recenzja - tym razem "Okrętu Rzymu" Johna Stacka, którą można przeczytać w całości  TUTAJ.

Ogólnie rzecz biorąc jest to książka straszna i przerażająca, zasługująca na uwagę tylko i wyłącznie z powodu swojej obrzydliwej .... sztampowatości. Czytając ją przekonałam się, z pewnym niezadowoleniem zresztą, że nie jestem jedyną osobą która przecztała całość rozpiski 'The Movie Cliches'  (no i nauczyła się jej prawie na pamięć) orz regularnie zwiedza stronę o najpopularniejszych motywach filmowych i nie tylko (TV Tropes). Uzbrojona w tą pseudoenyklopedyczną  wiedzę byłam w stanie na podstawie pierwszych trzech stron wydedukować zakończenie. A dzięki znajomości historii byłam nawet w zgadnąć imiona najważnieszych postaci, które pojawiły się w kolejnych rozdziałach, tak że cała powieść była dla mnie jednym wielkim deja vu. Ale jednak dałam tej książce ocenę 3/6, z nie 1 ani 2 jak na początku planowałam. Dlaczego?

niedziela, 24 października 2010

Fizyka trzepania

Zastanawialiście się kiedyś co właściwie dzieje się, kiey psy przetrzepują sobie futro? Fizycy jak widać są bardziej spostrzegawczy (lub mniej - zależnie od przekonań wobec nauki) i zadali sobie trrud zbadania częstotliwości trzepania, mechanizmu procesu i wykorzystując nawet rentgena mechanikę tego ruchu.


Płyta tygodnia - Pulp Fiction

Podstawa dobrego tygodnia to nie, jak można się domyślać, hamburger i napój gazowany, ale odpowiedni soundtrack. Dlatego na przyszły tydzień, który prawdopodobnie będzie deszczowy i zimny, proponuję coś rozgrzewającego - Pulp Fiction. O Quentinie Tarnatno mówi się dużo - że z kina klasy ZZZZZZZ potrafi zrobić sztukę, że stanowi klasę samą w sobie (i od interpretacji zależy, czy dlatego że jest taki genialny, czy ponieważ jest niżej niż w podkopie, denka studni na dnie), że ma swój własny, niepowtarzalny styl - ale rzadko kto zwraca uwagę na szósty zmysł w doborze piosenek w filmach. I tak jak ma swój styl filmowania, bazujący na kinie klasy B i horrorach klasy Z, tak samo muzyka przez niego dobierana ma w sobie coś intrygująco spójnego.

Wojna inaczej

Kiedy otrzymałam do rąk pierwszą w moim życiu książę Leopolda Tyrmanda, "Filipa" byłam lekko zdegustowana opisem na okładce. Kolejne wojenne losy, roboty przymusowe, biedni Polacy i demoniczni Niemcy, wykrzyknienia 'ależ ojczyzna!' i reszta tego, co zwykło się uważać w kręgach nazwijmy to literackich za ideał powieści o II wojnie światowej - bo, jak wiadomo, mają one uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć, a nie po prostu bawić. Co, chcielibyśce żeby było zabawnie? A prześladowania, Gestapo, SS, gazowanie Żydów?! No jak możecie o tym nie myśleć, a fe!
Ale pierwszych kilka stron "Filipa" pokazało mi, że przesadzam w drugą stronę, odrzucając z miejsca powieści obyczajowe umiejscowione w czasie II wojny światowej. Nie żebym była wielką fanką obyczajówek, ale czasem trzeba coś takiego przeczytać choćby dla znalezienia kolejnych argumentów na idiosynkrazję do nich. Tyrmand, bazując na swoich losach, potrafił przedstawić problematykę II wojny światowej w sposób tak naturalny, prosty i wciągający, że połknęłam tę książkę jednym chapnięciem.


piątek, 22 października 2010

O dwóch takich, co zbombardowali księżyc

Jeśli ktoś interesuje się nauką, a w szczególności astronomią, mógł słyszeć o dość ciekawym eksperymencie na Uniwersytecie Browna. LCROSS ( Lunar CRater Observing and Sensing Satellite - satelita obserwujący i badający krater księżycowy) został wysłany na księżyc z jedną misją, niczym Dalek z Dr Who - tyle że ten ostatni miał "Eksterminować", a nasz satelita miał stać się kamikadze i dosłownie wpaść na księżyc, by zobaczyć co jest w jego środku. No cóż, jak nie było ochotników do kopania, trzeba było znaleźć inne sposoby. A teraz, prawie rok po zakończeniu misji naszego LCROSSa, opublikowano wyniki eksperymentu - i są one zaskakujące!
Wykresy głebokości (lewy) i temperatury (prawy) zbombardowanej czesci księżyca.
W białych obszarach może znajdować się podziemne złoże wody.

środa, 20 października 2010

Krew Królów

Na Granicach pokazała się recenzja "Krwi Królów", którą można przeczytać TUTAJ.


A Study In "Sherlock"

No więc jak można zauważyć byłam bardziej niż trochę napalona na 'Sherlocka', nowy serial BBC przenoszący bohatera Doyle'a w XXI wiek. I to nie jak w "Sherlocku Holmesie w XXII wieku", gdzie został przywrócony do życia (?) przez młodą policjantkę (??) bo ktoś zaczął podszywać się pod Moriarty'ego (???), a jej robot naczytał się zbyt wiele powieści i zaczął uważać się za prawdziwego Johna Watsona (!). Nie, tym razem nasi ulubieni bohaterowie są zrodzeni w wieku XX, by w XXI zająć się niszczeniem międzynarodowej przestępczości w Londynie. Są więc komputery, laboratoria, taksówki (DUŻO taksówek), SMSy, blogi, GPSy i inne bajery. I czy staroświecka metoda indukcji (bądźmy mądrzejsi od Holmesa, przynajmniej w tym aspekcie) wytrzymuje tą całkiem dosłowną próbę czasu?

poniedziałek, 18 października 2010

Szybko i krótko, kryminał na wieczór!

o wcale nie takich długich poszukiwaniach, wreszcie mam!

"Sherlock", pełne trzy odcinki, za darmo w internecie. Dzisiaj już dodam pierwszy, jutro dokładna recenzja!

Tutaj jest link do pierwszego odcinka: Study in Pink. Niestety, wyrzuciłam filmik z tej strony, bo nawet chińskie skrypty na wstawienie filmu są niedorobione i nie działają...

niedziela, 17 października 2010

Płyta tygodnia

Ostatnio było coś spokojnego i zagranicznego - teraz czas na dobre, bo polskie, rytmy bardziej ostre, czyli .... Wanda i Banda. A że filmy i seriale to coś, co mole lubią najbardziej (oprócz książek, oczywiście), to zabierzmy się za paradoksalnie niedawno wydaną płytę z muzyką do znakomitego skądinąd serialu "Siedem życzeń".

piątek, 15 października 2010

Studium w Szmaragdzie - ONLINE

W moich poszukiwaniach wszystkiego, co ma związek z Sherlockiem Holmesem znalazłam świetne opowiadanie (z suspensem!) popełnione przez samego wielkiego Neila Gaimana - "Study in Emerald". Jest to wariacja na temat Doyle'owskiego Studium w szkarłacie, zahaczająca (HA, wjeżdżająca z pełną prędkością i bez świateł!) o fantasy. Weteran wojny Afgańskiej po powrocie do wiktoriańskiego Londynu wynajmuje wraz z genialnym detektywem - konsultantem dom na Baker Street. Ich uporządkowana rutyna dnia codziennego zostaje jednak szybko zakłócona, kiedy na progu domu zjawia się inspektor Lestrade domagający się pomocy w rozwikłaniu zagadki brutalnego morderstwa...

A Study in Emerald

Link do opowiadania (w języku angielskim, niestety): TUTAJ

Opowiadnako nie jest długie, ale interesujące. Gaiman jak zwykle bawi się konwencją, odwracając wersję oryginalną o 180 stopni. No i większość pozostawia czytelnikowi do osobistego wydedukowania. Polecam.

80 toksyn dziobaka

Dziobak jaki jest, każdy widzi. Śmieszny. Ma dziób. Wygląda jak połączenie bobra z kaczką. Jak ktoś dalej nie kojarzy, tu jest szybkie przypomnienie:

 Platypus swimming
A teraz, dzięki wysiłkom amerykańskich (a jakichże by innych!) naukowców wiemy trochę więcej na temat życia wewnętrznego takich stworzonek - a dokładnie dowiedzieliśmy się, jakie toksyny tworzą ich jad. I tutaj czai sie niespodzianka...

czwartek, 14 października 2010

"Dziennik 1954" Tyrmanda

Jak wiadomo, bo chwalę się tym na prawo i lewo, pisuję recenzje. Niedawno jedna z nich ukazała się na portalu Papierowe Myśli... Można ją przeczytać TU

wtorek, 12 października 2010

Wassup Holmes

Może nie najwyższych lotów, ale ta piosenka zaczęła mnie prześladować! Wassup Holmes i Watson. "Elementary ... school" :)

E - book vs książka


I kilka innych ciekawych spostrzerzeń o książkach, łózkach, czasie i miłości. I wszystkim razem.

niedziela, 10 października 2010

Płyta tygodnia

Co niedzielę postaram się przedstawić jedną płytę, która akurta siedzi u mnie w wieży i zostaje zasłuchana na śmierć. Torturowanie laserem ma przecież długoletnią tradycję. Tym razem zespół, który lekko się zestarzał, ale jednak ciągle może poruszyć i wzruszyć, czyli Dire Straits z (najlepszą moim zdaniem) ich płytą Love Over Gold.


piątek, 8 października 2010

Piloty w dłoń!

(UPDATED!) Przez przemysł filmowy przechodzi właśnie powodziowa fala rebootów. (Nie będę tu mówić nic o "Drużynie A", bo nie skończyłabym tego posta do nocy... W każdym razie nowy Buźka to tragedia, nowy Murdock to klasa sama w sobie. Ale o tym kiedy indziej). Warto jednak spojrzeć na fandom który został odnowiony dwukrotnie. W przeciągu roku. Ojej. O czym może być mowa?
Nie zgadniecie.

Najważniejsze pytanie to...

... czy Chewie i Han grali w Hanball? Genialna gafika, podobno już dostępna na koszulkach. Ale przypomniała mi o walających się po piwnicy komiksach z serii "Calvin & Hobbes" (szczerze mówiąc, mam je nawet wszystkie ściągnięte na dysku).

czwartek, 7 października 2010

Witam!

Oto Nora, w której znaleźć można coś dla ciała, duszy i złotych rybek. Książki, filmy, recenzje, muzyka, cytaty, nauka, sztuka...Wszystko w jednym. Nie wiem, dokąd mnie to zaprowadzi; mam zamiar dzielić się tutaj przemyśleniami, znaleziskami i ciekawostkami z wyżej już wymienionych dziedzin... i nie tylko. Na dobry początek link do mojego radia internetowego, do którego zawsze przejść będzie można dzięki magicznej parasolce Mary Poppins.


Zupełnie na marginasie powiem, że nazwa ta wywodzi się od mitycznych ciągów liczbowych, pływających podobno swobodnie w eterze. Radioentuzjaści opowiadają legendy o wychwytywanych czasem transmisjach złożonych z cyfr, które wysyłane są o ustalonych godzinach przez bliżej niezidentyfikowane źródła - jak można się domyślać zdania o ich pochodzeniu są bardzo podzielone, ale oscylują między kosmicznymi transmisjami mającymi uratować świat, a wskazówkami dla szpiegów/tajnych agentów. Oczywiście ja wiem lepiej. To Hiszapńska Inkwizycja.