niedziela, 13 marca 2011

Top 10 fikcyjnych środków transportu

W związku ze zbliżającym się terminem egzaminu na prawo jazdy zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy zbierać na samochód, a jeśli tak, to na jaki. Ale jak na nerda przystało, po około dziesięciu minutach moje myśli powędrowały ścieżkami filmowymi i serialowymi... I zaczęłam układać w myślach listę najbardziej, moim zdaniem, fantastycznych i genialnych środków transportu, które mieć bym chciała i do których moje serce aż wyje z tęsknoty. Oczywiście było tych wozów chyba z pięćdziesiąt, ale po długich deliberacjach postanowiłam przedstawić jedynie 10...



10. Light Cycle , "TRON: Legacy"



Zaczynamy spokojnie, od cyfrowego motocykla. Ma dwa koła (nie, naprawdę!), zdolność do złożenia się w metalowy kijek  i zostawia za sobą ślad z bliżej nieokreślonej cyfrowej substancji która jest twarda jak skała, a jednocześnie potrafi wyparować w przeciągu sekundy (prawie jak usterki komputerowe...).

Dlaczego jest świetny?
Spójrzcie na ten design, to po pierwsze. Po drugie - wspaniały układ kierowniczy. Chcesz skręcić o 90 stopni przy pełnej szybkości i właściwie w miejscu? Żaden problem, proszę bardzo! Zero problemów z parkowaniem. Choć po zastanowieniu Light Cycle jest jeszcze lepszy pod tym względem, jako że składa się w metalowy drążek, z którym możemy bezkarnie się obnosić albo wrzucić do torebki. I będziemy z tym wyglądać równie kulersko jak na tej piekielnej maszynie.

Ale...
Nie dość, że taka półleżąca pozycja musi być piekielnie niewygodna, to jeszcze istnieje problem ubioru. Żeby móc się poruszać na Light Cycle trzeba być w Sieci. A tam mają jakieś dziwne poczucie gustu i smaku, więc obstają przy świecących, obcisłych i pozbawionych kieszeni ubiorach - moja osoba w tym ubiorze mogłaby być zakazana konwencją genewską jako broń masowej zagłady o zbyt okrutnym działaniu na system nerwowy i słabe umysły.

9. Czołg, "Tank Girl" 




Komiksowo - filmowy czołg bazowany  na  M5A1 Stuarcie z niedalekiej przyszłości, w której wody nie ma prawie w ogóle, a ta, która jest, kontrolowana jest przez koncern "Water & Power". Żeby nie przynudzać szczegółami całkowicie obłąkanego komiksu (i trochę mniej pokręconego filmu) czołg zostaje znaleziony w stanie pierwotnym i doprowadzony do wyżej przedstawionego stanu przez szaloną banitkę Rebeccę, która zyskuje sobie dzięki temu tytułowy przydomek. A potem wspólnie Tank Girl, Jet Girl (jej przyjaciółka) i Czołg walczą z estabilishmentem, kangurami i wszystkim, co im się nawinie.

Dlaczego jest świetny?
Bo jest całkowicie szalony. Strzela, i to z wielu różnych luf w różnych miejscach, ma śmiesznego zwierzaczka na przedzie, krzesełko na tyle i najbardziej intrygującą karoserię jaką tylko można sobie wyobrazić. Kolejny w kolejności najbardziej fantastyczny czołg to ten latający z "Drużyny A", ale to tez jest inna liga. Po prostu ten czołg to ucieleśniony film Burtona: mroczny i pokręcony, nie dający spokoju niczym "Schody" Eschera. A do tego znów jest on całkowicie odporny na jakiekolwiek problemy związane z brakiem miejsc parkingowych.  Głównie dlatego, że możemy zrobić TO:


Ale...
Czołgi są z założenia niewygodne, ciasne, ciężkie i niezbyt przyjazne w obsłudze. Trochę trudno wyobrazić sobie podjeżdżanie nim pod supermarket, czy wyjazd na wakacje. No i maksymalna prędkość 59 km/h też nie poraża, zwłaszcza jak się pomyśli, że najprawdopodobniej to coś pali 100 na 100.

8. GMC G-series Van, "The A Team" 



Samochód przez duże S. Duży, szybki (ma turbodopalacz... W każdym razie w jednym odcinku) i dzięki poprawkom wprowadzomym przez zręczne dłonie B.A. Barracusa może wytrzymać dosłownie wszystko. No, oprócz Murdocka. Właściwie honorowy piąty członek Drużyny - a według szczęśliwego właściciela nawet członkini.

Dlaczego jest świetny?
To kolejny dowód na to, że liczy się wnętrze. W tym vanie oprócz samej Drużyny mieściła się przenośna drukarnia, niejeden składzik broni, kufry z przebraniami, ubraniami i zabawkami; był on przystosowany do spania i prowadzenia zebrań. A do tego jest całkowicie kuloodporny, idiotoodporny (foo'proof, sucka!), uderzenioodporny i niewidzialny (nasi poszukiwani bohaterowie kręcą się w nim stale i wciąż, a jakoś tylko w jednym odcinku policjant uzbrojony w opis pojazdu go zauważa!). Prawdopodobnie gdyby wszechświat się rozpadał, to ostatnią rzeczą jaka pozostałaby w ten całkowitej nicości byłby ten Van, dryfujący w pustce.
(A gdyby tego było mało zawsze istnieje szansa, że kupi się model z załączoną Drużyną A...) .

Ale...
Nie oszukujmy się, czarno - szare pudełko z czerwonym paskiem nie ma w sobie za grosz klasy, stylu czy elegancji. To po prostu... Pudło na kołach. No a w załączonej Drużynie A pewnie będzie dorzucona Amy Allen (jeszcze pół biedy) albo, co gorsza Tawnia lub Frankie. Brr.

7. FAB 1, "Thunderbirds" 




Sześć kół, różowa karoseria, poutykane wszędzie gdzie się tylko dało gadżety i broń, różowa karoseria, dołączony szofer Parker. Przedstawiona wersja jest na sprzedaż... Tak, można kupić to cacko dla własnej radości (szofer za dodatkową dopłatą).

Dlaczego jest świetny? 
Bo ma sześć kół, wygląda jak monstrualny potwór z kosmicznego kosmosu i aż piszczy o wystawny, lordowski dworek gdzieś w Anglii.

Ale...
Jest różowy. Jest bardzo różowy. Jest tak różowy, że nie da się go sobie wyobrazić w innym kolorze. A panie w różowych samochodach źle się kojarzą. Już nie wspominając o tym, jak się kojarzą panowie.

6. Żółta łódź podwodna , "Yellow Submarine" 




Filmowa i piosenkowa łódź podwodna Beatlesów (teoretycznie - okręt, ale tłumacze mało się interesowali merytorycznie poprawnym nazewnictwem), którą można podróżować po tak egzotycznych morzach jak Morze Czasu, Nauki, Potworów i Nicości (Kapitan Nemo ze swoim Nautilusem niech się schowa w Rowie Mariańskim!) . Żółta, surrealistyczna i psychodeliczna łódź daje niezły odjazd zarówno dosłownie, jak i w przenośni.

Dlaczego jest świetna? 
No i to też byłby problem... 
Bo gwarantuje psychodeliczny odjazd bez użycia jakichkolwiek używek, zarówno dozwolonych jak i zakazanych i można nią odwiedzać tak surrealistyczne miejsca, że aż mózg staje. A do tego kto by nie chciał podróżować w takt muzyki Beatlesów? Gdyby tego było jeszcze mało, może być obsłużona przez personel całkowicie niewykwalifikowany i ma całkowicie zniewalający (jak na okręt podwodny) design. No i zawiera masą najprzydatniejszych gadżetów, takich jak chociażby oddział jankeskiej kawalerii na zawołanie i naciśnięcie guzika.

Ale... 
Jakkolwiek życie na psychodelicznym okręcie w morzu surrealizmu wydaje się być ciekawe, to jednak podejrzewam, że po dłuższym czasie człowiek zamieniłby się w hipisa i popełnił rytualne samobójstwo z powodu braku możliwości pojechania na Woodstock i by uwolnić Matkę Ziemię od swojej zaśmiecającej przyrodę obecności. No i mogą być pewne problemy ze znalezieniem i zakupem odpowiedniej ilości paliwa, bo odnoszę wrażenie że cudo to pływa wyłącznie na kwasie, LSD, marihuanie i skrętach.

5. Syntetyczne skrzydła , "Artemis Fowl" 

Skrzydła są tak tajne, że ich zdjęcia są
nieosiągalne, więc wstawiam portret Artemisa
 - geniusza, którego najwyraźniej to nie rusza. 
Tym razem rarytas wyłącznie książkowy - sztuczne skrzydła budowane przez wróżki, pozbawione naturalnych odpowiedników poprzez proces ewolucji. Zamienniki przypominają musze skrzydełka: są przezroczyste, owalne i porusza się góra - dół. Przyczepiane do pleców, stanowią szybki i łatwy środek transportu (jeśli oczywiście ktoś nie ma lęku wysokości) napędzany na co bądź: baterie słoneczne, akumulatorki czy nawet małe nuklearne bateryjki.

Dlaczego są świetne? 
To chyba żart! Skrzydła, drogi czytelniku, własne, osobiste, latające skrzydła! Można sobie fruwać w tę i we w tę, w przód, w tył, do góry i na dół! Radujmy się wszyscy!

Ale...
Próba odnalezienia wróżek i wykradzenia ich technologii może być dość ryzykowna (jak przekonał się sam wielki Artemis Fowl II). A po drugie - w naszym klimacie baterie słoneczne raczej odpadają, akumulatory byłyby zbyt passe, benzynowe silniki - no przestańcie, może jeszcze piec węglowy?, a osobista elektrownia atomowa na plecach zbyt pachnie Lemowskim grzebaniem pogrzebaczem w stosie atomowym.

4. Serce ze złota, "Autostopem przez galaktykę" 




Jedyny statek kosmiczny z napędem nieprawdopodobieństwa w galaktyce. Albo i we wszechświecie. Biorąc pod uwagę fizykę kwantową, istnieje niezerowe prawdopodobieństwo że znajdujemy się w każdym punkcie wszechświata, a że najbardziej nieprawdopodobne jest, że jesteśmy tam, gdzie zamierzamy się udać... No, powiedzmy że cały ten statek jest jednym wielkim nieprawdopodobieństwem, więc rzeczy się wokół niego dziejące też do prawdopodobnych nie należą. Oprócz superinteligentnego depresyjnego robota Marvina towarzyszą nam w podróży także wiecznie zadowolone drzwi.

Dlaczego jest świetny?
Dzięki temu cacku możemy się znaleźć w każdym dowolnie wybranym punkcie wszechświata... a mówimy to o CZASOprzestrzeni. Statek wyposażony jest we wszelkie możliwe udogodnienia, łącznie z syntezatorem pokarmu który sam zgaduje na co mamy największą ochotę... No i czasami celujące w nas rakiety mogą zmienić się w pelargonie albo wieloryby.

Ale...
Pewnego dnia można się obudzić sofą. Albo włóczkowym ludzikiem. Albo różowym misiem-tulisiem. To nie jest już takie fajne, prawda? Zresztą nie wiem, czy można byłoby wytrzymać z tymi wiecznie szczęśliwymi i radosnym drzwiami. Może i mamy przeciwwagę w postaci depresyjnego robota, Marvina, ale i tak byłoby to przerażające przeżycie. No i przypadkiem może się okazać, że mamy na pokładzie prezydenta galaktyki, Zaphoda B., a jego ego zajmuje wszystkie co lepsze kwatery.

3. Zbroja Iron Mana, "Iron Man"
Powoduje, że noszący ją człek może latać, więc jest środkiem transportu i tej wersji się trzymam. Napędzana  reaktorem łukowym (cokolwiek by to nie było), lata, strzela, namierza, sprawdza pocztę, gada, nawiguje, a jedynym problemem jaki może człowieka w nim spotkać jest oblodzenie i/lub armia dronów zrobiona przez ruskiego fizyka. No i ten DESIGN!

TEN design!
Czemu jest świetna? 
Bo może wszystko, i do tego mieści się w walizce. Jest stylowa, obrzydliwie zaawansowana technicznie, można w niej ratować świat i nawet się nie spocić, dzięki wyrafinowanemu systemowi chłodzenia. No i można go zakładać na normalne ubranie, które, uwaga, się pod nim nawet nie wygniecie. Żegnajcie korki! Żegnajcie kolejki w supermarkecie! Żeganajcie...

Ale... 
... żegnajcie zęby. Jak widzieliśmy w "Iron Manie 2" Tony Stark jest zwierzęciem terytorialnym, a swój kostium uważa za odpowiednik samochodu na rejestracjach CD dla ambasadora, czyli zdecydowanie SWOIM  terytorium. No a to może boleć. Do tego nie wiemy, która wersja się nam trafi i być może któregoś pięknego dnia zejdziemy w glorii z tego świata po śmiertelnym zatruciu palladem.

2. Falcor, "Niekończąca się historia" 




Biały, puchaty smok z Fantazji, który lata, gada, pełny serwis! Bystry, szybki, inteligentny, wygadany i zawsze skory do podwiezienia zagubionych poszukiwaczy i cesarzów.

Czemu jest świetny? 
Nie dość, że pozwala na szybkie podróżowanie drogą powietrzną, to jeszcze przy okazji ma całkiem racjonalne podejście do życia i dość sporą wiedzę merytoryczną, z którą się bardzo chętnie dzieli. Mądrości Falcora mają jednak to do siebie, że nie są nachalne i z rodzaju 'a nie mówiłem', a raczej przypominają przyjacielskie pogawędki czy terapeutyczne sesje. Ale nawet jeśli się z nim nie zgadzasz, to i tak poleci z tobą wszędzie, po prostu z przywiązania i chęci pomocy. No i jest ciepły, przyjemny i puchaty! No i tym deklasuje całą (prawie całą! Bowiem jedna wioska..., nie to nie to) konkurencję.

Ale... 
Pomyślcie, ile taki potwór musi zjadać. Nie, serio! Słoń zjada dziennie 350-400 kg roślin. A nie lata (ma choćby mniejsze wydatki energii na utrzymanie temperatury ciała!) i chyba jest ciut mniejszy. Przyjaźń z Falcorem jest więc dość znaczącą inwestycją. Ale z drugiej strony to stwór ze świata marzeń, więc może żywi się wyimaginowanym pożywieniem!

1. TARDIS, "Doctor Who"




Także częściowo żywa istota, mająca moc podróżowania w czasie i przestrzeni a także jej zmiany; TARDIS jest większy wewnątrz niż na zewnątrz. Ostatni taki patent w galaktyce, po tym jak rasa Władców Czasu, która zbudowała to cacko, została przez wojny czasu zmieciona z przestrzeni kosmicznej z wyjątkiem jednego, pojedynczego, biednego Doktora. (No i Mistrza, ale o tym cicho, sza!). Kiedyś posiadający możliwość zmiany kształtu (i koloru), ale po przepaleniu pewnych obwodów objawiający się jedynie jako niebieska budka policyjna... TARDIS jest pojazdem marzeń.

DLACZEGO?! 
Oprócz tego że jest niebieski i bardzo intrygująco retro (no i jest większy od wewnątrz, niż od zewnątrz), TARDIS daje możliwość kontrolowanych skoków przez czas, przestrzeń i do alternatywnych światów. Ma niezliczone wspaniałe zastosowania, jest napędzana żywotną energią któa potrafi sama z siebie wykręcać najrozmaitsze numery. Straszliwie zaawansowana technologiczne, daje umiejętność rozumienia wszystkich języków świata, a także tworzy wokół siebie pole siłowe umożliwiające obserwowanie kosmosu na własne oczy. A do tego jest w komplecie z samym Doktorem, na myśl o którym (w wybranym przez siebie wcieleniu, oczywiście) ponad połowa nerdów i geeków rodzaju żeńskiego dostaje ślinotoku.

Wybierz swojego, albo zbierz ich wszystkich! 


Ale niestety... 
Trzeba się nim umieć posługiwać, a nawet sam Doktor miał z tym pewne problemy. Ale amatorsko też można próbować (Rose Tyler się udało!).


To była moja pierwsza dziesiątka najbardziej fascynujących pojazdów. Mała liczba miejsc, a duża liczba kandydatów sprawiła, że muszę tu wręczyć jeszcze honorowe wyróżnienia; oczywiście na pewno Sokół Milenium i USS Enterprise (bez żadnego cholernego A, B, C czy D!), ale są to pojazdy tak oklepane i tak pożądane, że nic im się nie stanie jeśli się nie znajdą na mojej liście. Oprócz tego na pewno mógłby się tu znaleźć Aston Martin Jamesa Bonda (no bo jest Jamesa Bonda... i w sumie tyle) oraz MiniCoopery (głównie dzięki wspaniałym scenom pościgów z obydwu 'Włoskich Robót'). Zastanawiałam się nad fotelem Mr Hopkinsa lub Wellsowskim wehikułem czasu, ale podróżowanie w czasie obstawiliśmy już TARDISEM i, do pewnego stopnia, Sercem ze złota... Więc nie. Ale też oklaski dla tych panów. No i kotobus z "Mojego sąsiada Totoro" zasługuje na chwilę uwielbienia.

A jakie są Wasze ulubione pojazdy z filmów/książek?




2 komentarze:

  1. Falcor... Po prostu obudził moje wspomnienia dzieciństwa. Ile razy ja to widziałem? Nie policzę :P Fajny artykulik, choć niektóre wybory bym zmienił :P i dlaczego GMC tak nisko? :D

    Pozdrawiam
    Borzu

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że nie ma pięćdziesięciu pozycji...:((

    OdpowiedzUsuń