sobota, 4 czerwca 2011

List - Opowiadanie

Nie odwracaj się przez ramię. On nadchodzi. Cokolwiek robisz... Nie odwracaj się. 

Z serii "Znalezione na dysku E:, gdzie zwykłe rzeczy nie znajdują się zbyt często". Uwaga: Jest to horror który zawiera krwawe, drastyczne sceny i kilka przekleństw.  Lojalnie ostrzegam. 




Nie odwracaj się przez ramię.

Nie odwracaj się. Patrz na ekran i nie patrz za siebie, skup się na literach i nie próbuj wypatrzeć w ekranie odbicia tego, co czai się właśnie za twoimi plecami. To i tak cię dopadnie, więc się nie przejmuj tak bardzo, tylko czytaj dalej, może uda ci się wtedy przeżyć. No, a w każdym razie nie od razu zginąć. To, co właśnie nadchodzi, zawsze będzie za tobą – chyba że się odwrócisz. Spojrzysz. Wtedy będzie PRZED tobą (to nie jest wielka filozofia, prawda?) i już się nie wymkniesz, nie uciekniesz i nie przeżyjesz. Liczę, że teraz nie zaczniesz udowadniać mi i sobie (głównie sobie) że jesteś taki ważny i dzielny i kpisz sobie z niebezpieczeństwa. Wiesz, na czerwonych guzikach napis ‘nie dotykać’ jest najczęściej z jakiegoś powodu. Potraktuj to jak wielki, czerwony guzik z neonowym napisem wysokim na dwa metry ‘nie ruszać, na boga! Całkowita anihilacja wszechświata’.

Nie. Odwracaj. Się.

Jeśli to dalej czytasz, to się nie odwróciłeś. Gratulacje, prawdopodobnie leżysz na którymś krańcu krzywej Gaussa inteligencji, nie będę już dociekać którym.

Jeśli w ogóle to czytasz, znaczy to, że prawdopodobnie już go czujesz na karku. Być może kątem oka zobaczyłeś go w parku; może tylko poczułeś jego obecność albo ktoś z twoich bliskich, krewnych czy znajomych coś na jego temat wspomniał, nerwowo oglądając się przez ramię (pamiętaj – ty tego nie rób!). W każdym razie szukałeś odpowiedzi na pytanie kim on właściwie jest – no cóż, jeśli tak, to mam dla ciebie dobrą (i złą) wiadomość. Jeśli szukasz o nim informacji, on cię znajdzie i raz na zawsze rozwieje wszystkie twoje wątpliwości. Najprawdopodobniej już na wieczność, bo całkiem prawdopodobne się wydaje, że jak jest się konsumowanym przez robaki to się już żadnych wątpliwości nie ma. No, jeżeli po spotkaniu z nim będą cię konsumowały robaki, a jest to jeden z najprzyjemniejszych możliwych scenariuszy tego spotkania.

Ja spotkałam Slendermana, spotykam go ciągle i jest tylko kwestią czasu (dni? godzin?) kiedy w końcu wkroczę w jego długie macki, ramiona czy odnóża chwytne. On mnie przytuli. A potem prawdopodobnie ktoś znajdzie moje ciało na drzewie, z moimi wnętrznościami rozwieszonymi po gałęziach niczym ozdoby choinkowe – nie przejmuj się, ciebie też to czeka.

Na początku też się bałam całkowicie wbrew sobie. Internetowy wytwór, mem, stworek wymyślony przez porąbanych forumowiczów i ludzi którzy naoglądali się o kilka horrorów za dużo i próbują zarazić swoimi chorobliwymi wymysłami innych, no proszę, przecież nie można uwierzyć w jakiś nadnaturalny, paranormalny, głupi wytwór rodem z koszmarów psychicznie niestabilnych członków społeczeństwa. Nie można, nie powinno się, nie, nie nie NIE.

apotem nagle zaczynasię pojawiać to tu to na poczcie znajdujesz dziwne maile a potem okazuje się żenieśpisziwszystkozaczynasiępowo

Gdyby to był normalny list (mail? post?) skasowałabym ostatnią linijkę. Ale tak nie jest. To mój przewodnik dla ciebie, i tak jak w przewodnikach po miastach jest zawsze wzmianka o kieszonkowcach, graffiti i nieprzyjemnych tubylcach, tak i tu powinny się znaleźć te wtrącenia, żebyś nie myślał, że to wszystko takie łatwe i spokojne. Nie odwracaj się, keep calm and carry on, stay on target. Nie; on wchodzi do twoich myśli i powoli przejmuje nad nimi kontrolę, a ty budzisz się pewnego dnia w miejscu, którego nigdy nie odwiedzałeś i nie pamiętasz co robiłeś przez ostatnie dwa, trzy dni. Albo piszesz, rysujesz czy mówisz rzeczy, które nawet dla ciebie nie mają sensu, zaczynasz dziwnie reagować na całkiem normalne rzeczy i pewnego dnia zostawiasz wszystkie drzwi otwarte, bo czujesz (wiesz!) że jeśli je zamkniesz, to następnym razem gdy naciśniesz klamkę on będzie po drugiej stronie.

Ale mówiłam o początkach; dla mnie wszystko się zaczęło, gdy koleżanka (nawet nie przyjaciółka tylko znajoma, wyobrażasz sobie? Zginąć przez przelotną, nic nie znaczącą, wymuszoną relację międzyludzką?) spojrzała w lustro wiszące w kawiarni, gdzie zaszyłyśmy się w czasie okienka, i zaczęła płakać, ryczeć i wyć.

 - Zostaw mnie, zostaw mnie, proszę, zostaw mnie… - piszczała, kwiliła, rozpaczała i zawodziła, a ja starałam się wyglądać na kogoś kto siedzi całkowicie niewinnie przy zupełnie innym stoliku. Nie udało się to zupełnie, oczywiście, więc pod oskarżycielskimi spojrzeniami całej sali (gdzież ta ludzka nieczułość kiedy jej potrzeba?) musiałam wyprowadzić ją do łazienki i doprowadzić do świadomości ilością wody która mogłaby wystarczyć na miesiąc afrykańskiej rodzinie.

 - Widziałam go, znowu go widziałam, on mnie zabije, on mnie w końcu zabije – powtarzała w kółko, a ja, jak na osobę racjonalną przystało, proponowałam jej dzwonienie na policję i/lub wizytę u psychologa, mediatora czy kogokolwiek innego oprócz mnie. W końcu, po dwudziestu minutach bełkotania i płaczu, chwyciła mnie za rękę tak mocno, że przez następne kilka dni miałam sińce.

 - Larsen Mend – wyszeptała, powoli omiatając okolicę szeroko otwartymi, niewidzącymi w tym psychotycznym załamaniu, oczami. – On istnieje. Uwierz mi, on istnieje, on po mnie idzie, pomóż mi! Pomóż mi, trzymaj mnie z dala od drzew. Trzybuki! Trzy. Buki! Larsen Mend!

Zapewniłam ją, że nie znam ani żadnego Larsen Menda, ani o żadnych trzech bukach w okolicy mi nie wiadomo, i dopiero wtedy uspokoiła się na tyle, żebyśmy mogły wrócić na uczelnię.

Kiedy w trzy dni później została wgnieciona przez samochód w buki rosnące przy drodze… No, powiedzmy, że szybko zaguglowałam Larsena Menda. Kierowca samochodu nazywał się Karol jakiś tam i nie umiał powiedzieć jakim cudem udało mu się przejechać przez rów żeby wbić moją koleżankę w drzewa. Nie wiedział nawet, co robił w mieście odległym od miejsca swojego zamieszkania o kilkadziesiąt kilometrów, kiedy nie miał tutaj żadnej sprawy. Nikt też nie potrafił powiedzieć, co moja koleżanka robiła w szczerym polu, w nocy, pod bukami których się panicznie bała (o tym wiedzieli wszyscy, na widok buków dostawała histerii, jak mówiła w wywiadzie jej matka).

A ja zaguglowałam Larsena Menda i nie znajdując nic nawet przy najlepszych chęciach ciekawego postanowiłam zapomnieć o całej sprawie. Gdyby nie głupi Harry Potter i Komnata Tajemnic, wszystko byłoby dobrze a ja cieszyłabym się nudnym ale całkiem porządnym życiem, zamiast czaić się z laptopem pod stołem. Od dwóch tygodni nigdy nie wyłączam światła w pokoju i zawsze mam włączoną albo mp3, albo radio – tobie też to radzę, gdy się zbliża słychać tylko szumy i piski zamiast muzyki, taki system wczesnego wykrywania. Tyle że działa jak te wykrywacze trzęsień ziemi, dają kilkanaście minut na załamanie rąk i powiedzenie ‘to działa. ojej, jestem martwy’.

No ale – Harry Potter. Jest tam scena z Sam – Wiesz - Kim przestawiającym litery w TOM MARVOLO RIDDLE tak by tworzyły I AM LORD VOLDEMORT. Coś jeszcze mi grało w głowie z Jimem Morrisonem i jego Mr Mojo risin’… No więc zaczęłam się bawić w anagramy.

Larsen Mend, mówił mi mój mózg, kiedy przestawiałam litery mojego imienia w zupełnie idiotyczne i nic nie znaczące frazy, spróbuj Larsena Menda.

Larsen Mend, myślałam, grając w Scrabble, tak że w końcu Larsen wylądował na potrójnej słownej i matka musiała mnie przekonywać całe pięć minut, że takie słowo się nie liczy. Dla mnie miało sens, było jedynym prawdziwym słowem, coś odwrotnego do powtarzania dwieście razy jakiegoś prostego wyrazu tak że przestaje on mieć jakiekolwiek znaczenie.

Larsen Mend, powiedziałam, kiedy ktoś mnie zapytał kto napisał „Tajemnicę Edwina Drooda”.

Larsen Mend. Śniło mi się. LARSEN MEND.

Slenderman. Kiedy się obudziłam, siedziałam przy komputerze i cała strona w Wordzie pokryta była, bez spacji ale z wielkiej litery, słowem Slenderman.

SlendermanSlendermanSlendermanSlenderman…

Można dostać gęsiej skórki, prawda?

Uznałam, że moja delikatna psychika nie potrafi sobie poradzić ze śmiercią koleżanki, która wcześniej ostrzegała mnie przed tym co się ma stać. Kompleks winy, podświadomość próbuje jakoś dojść do ładu z własną niemocą, czy ja wiem? Może nawet nie powiedziała Larsen Mend, może tylko mój mózg sobie ze mnie zadrwił, bo w dwa dni wcześniej oglądałam całe Marble Hornets i jakoś tak Slenderman siedział mi na korze mózgowej. 01110011011

Jeśli sam go wcześniej nie spotkałeś i jest to twój początek na tej zalesionej ścieżce do zagłady to się na pewno nudzisz i już zaczynasz przewijać, szukając gdzie będzie coś ciekawszego niż jakieś idiotyczne anagramy i Larsen Mend. Uwierz mi, to przed tobą. Fiksacja na jednej frazie, jednym obrazie, tak silna i tak wszechogarniająca, że nie potrafisz myśleć, mówić i pisać o niczym innym. Próbujesz, ciągle próbujesz, czytasz książki których w życiu być nie wziął do ręki, oglądasz filmy, uczysz się całymi nocami, chodzisz na dyskoteki i imprezy i słuchasz najdziwniejszej muzyki tylko po to, żeby przestać myśleć o tej jednej rzeczy, tym obrazie, wyżartym na mózgu, siedzącym pod powiekami i obecnym w każdej chwili, w każdym momencie, w każdym tyknięciu zegara. 01100011Laa, la la la, Larsen-Mend, wyje sygnał samochodów rozwożących lody. Larsen Mend, mówi człowiek na ekranie, zanim nie uświadomisz sobie, że tak naprawdę to było coś zupełnie innego, jak ‘wypadek samochodowy’. Larsen Mend, układają się gałęzie drzew, a ty patrzysz na nie i chcesz wyć, wyć bo nie potrafisz się uwolnić choćby na chwilę. 0101101110

Przygotuj się na to; to zresztą kolejny dobry powód żeby taszczyć ze sobą mp3. Muzyka pozwala wyłączyć podświadomość, choćby na chwilę i wierz mi, przyda ci się to wielokrotnie. I pamiętaj jeszcze jedno – cokolwiek to będzie, czy słowo, anagram, obraz, dźwięk czy fraza, cokolwiek wejdzie ci pod czaszkę – zagłuszaj. Zagłuszaj to całą swoją mocą, całym jestestwem, całą siłą woli i nie pozwól temu tobą sterować. Nie idź tam, skąd dobiega szept który słyszałeś w snach i na jawie, który nagle objawił się w filmach i w piosenkach; nie spaceruj w miejscach, które przypominają ci obraz, który widzisz ciągle w snach i który rysujesz na sprawdzianach zamiast pisać odpowiedzi.

I się nie odwracaj. 00101011 0111001Pamiętaj. To jeszcze ważniejsze.

Pierwszy raz zobaczyłam Slenderman 10010001100101011

slenderman

SLENDERMANSLENDERMANSLENDERMANSLENDERMANSLENDERMANSLENDERMANSLENDERMANSLENDERMANSLENDERMANSLENDERMANSLENDERMANSLENDERMAN

Zostało mi niewiele czasu. Nie pamiętam ostatnich trzech godzin, wiem, że wcześniej siedziałam i to pisałam, potem nagle pustka i dwie linijki napisu ‘slenderman’ więcej, a minęły trzy godziny. Nie wychodziłam z pokoju. Nici, które rozwiesiłam na drzwiach nie są zdarte. Trzy godziny, straciłam kolejne trzy godziny, ale to nieważne, teraz skończę to, co zaczęłam. Muszę ci to powiedzieć, żebyś mógł się przygotować. Ja nie byłam przygotowana i proszę, teraz siedzę pod stołem i piszę do ciebie, bojąc się własnego cienia. Mam krwotok z nosa, cała klawiatura mi się obkleja smarkami i krwią.

Pierwszy raz go zobaczyłam pod uczelnią. Wychodziłam, uśmiechnięta, zadowolona z siebie, z teczką pod pachą i głową pełną bzdur, kiedy kątem oka zauważyłam wysokiego, ubranego w garnitur osobnika stojącego w bezruchu. Chyba. W każdym razie tak sądzę, w końcu widziałam go tylko przelotnie i może to nawet nie było on, tylko jakiś smukły student? Nie wiem, naprawdę, ale za to kiedy wróciłam do domu, usiadłam przed komputerem, pierwsze co zrobiłam to wrzuciłam w wyszukiwarkę jego imię i chłonęłam obrazy, filmy, opowieści jak gąbka. 1001001101

Autosugestia, ktoś powie. To jak próbować spać po oglądanym horrorze, zawsze za twoimi plecami ktoś czyha, a jak zamkniesz oczy to coś próbuje cię dostać. Wiem, wiem. Sama tak uważałam. Do teraz się zastanawiam, czy może nie zwariowałam, a to wszystko jest tylko jakimś koszmarem stworzonym przez mój nadaktywny mózg w którym zawsze siedziały najdziwniejsze rzeczy i obsesje; ile razy się zacinałam nożem, zastanawiałam się patrząc na strużkę krwi spływającą szybko po skórze czy nie robię tego specjalnie. Byłam zafascynowana tym, co ból robi z człowiekiem, jak szybko krew płynie i jak pięknie pracuje rozerwana skóra. Myślałam, czysto technicznie i naukowo, który sposób popełnienia samobójstwa byłby najlepszy, który najbardziej bolesny a który najspokojniejszy. Czysto akademicko, oczywiście, choć przez długi czas była na krawędzi rozpłatania sobie nadgarstków wyłącznie z krystalicznie czystej ciekawości co się stanie dalej.

Teraz przynajmniej się nie musze martwić, On załatwi to za mnie. Może nawet nie będzie bolało, chociaż trudno cokolwiek powiedzieć. Moja koleżanka zginęła przygwożdżona do drzewa. Jej chłopak, o którym jeszcze tu będzie mowa bo w dramatis personae załapałby się na trzecią od góry pozycję, zginął powoli wykrwawiając się z pustych oczodołów. Osobiście wyłupał sobie oczy, wrzeszcząc coś o płonących dzieciach i czerwieni; byłam przy tym, nawet chyba próbowałam go zatrzymać, nie pamiętam dokładnie, dookoła nas wszędzie coś buczało, brzęczało, piszczało i nie potrafiłam się skupić. W każdym razie wyłupał sobie oczy długopisem (moim, oczywiście) i siedział patrząc? spoglądając? w drzwi, a krew płynęła wartkim strumieniem i nie ruszaliśmy się przez dobre dwie godziny, aż w końcu wstał i przeszedł przez drzwi. Albo 
padł na miejscu. Nie pamiętam dokładnie. Nie wiem. Było dużo krwi i było to buczenie, w uszach, w klatce piersiowej, wszystkie organy wibrowały tym obrzydliwym, oślizgłym dźwiękiem.

Ja też krwawiłam, powieki miałam zlepione krwią kiedy biegłam z tamtego pustego domu, ale nie potrzebowałam widzieć, żeby wiedzieć że był tuż za mną. 101011000Nie odwróciłam się i ciągle żyję. Nie odwracaj się. Proszę.

Ale znów mówię nie po kolei. Więc pierwszy raz zobaczyłam GO pod uczelnią. Kilka dni później, kiedy patrzyłam na rozciągające się za moimi oknami pola, zobaczyłam go ponownie. Tym razem to był na pewno on. Musiał być, gdyż nie miał twarzy tylko… Pustkę. To, co pokazują zdjęcia i filmy na Internecie to nie do końca prawda. On nie ma gładkiej twarzy, bez nosa, ust i oczu. On NIE MA twarzy. To pustka, wpatrujesz się w owal czaszki i masz to dziwne uczucie jakbyś schodząc po ciemku po schodach nie trafił na stopień; nie da się tego opisać słowami, a w każdym razie trzeba być do tego pisarzem większego kalibru niż ja. Wpatrywanie się w jego twarz jest jak trzymanie długopisu nad kartką. Gdzieś są ukryte słowa, gdzieś jest to, co masz napisać, ale nie przychodzi ci nic na myśl, wyrazy uciekają a zwroty tracą na znaczeniu.

Patrzyłam na niego, z bezpiecznej odległości, z pół kilometra i zza okna, a on patrzył na mnie i bałam się jak nigdy wcześniej.

Jeśli go spotkałeś, to wiesz co czułam. Jeśli nie – to jeszcze się dowiesz, i mówię to z całym współczuciem na jakie mnie jeszcze stać. Jakikolwiek opis przeżyć nie zostałby przeze mnie wysmażony, byłby niepełny, banalny i rodem z ‘ukochanego pamiętniczka’.

Patrząc na niego wiesz, że patrzysz na własną śmierć. I tyle.

Przez następne dwa tygodnie nie wchodziłam na Internet. Po nic. Nie sprawdzałam poczty, nie bawiłam się na tumblrze, nie czytałam wiadomości i nie oglądałam filmików na youtubie. Nadrabiałam klasykę literatury, próbując uspokoić nerwy i wmówić sobie, że to tylko stres i brak snu (kto by spał, kiedy na Internecie jest takie EPICKIE GÓWNO!). Rodzice byli chyba zadowoleni, bo od jakiegoś czasu przekonali byli że zbyt wiele czasu spędzam nad komputerem.

Dawno nie widziałam rodziców. Wyniosłam się pół roku temu, bez słowa oczywiście, żeby ich nie narażać. To zaraza, jeśli komukolwiek o tym powiesz, on też staje się celem. Informacja, największa broń ludzkości, wykorzystywana przeciwko niej. Zabawne, prawda? Przenosi się informacją. Żywi się samotnością i wnętrznościami (chyba). Przychodzi z drzew i ziemi. Jest uosobieniem anonimowości.

Ale – jak możesz sobie wyobrazić, ban na Internet niewiele zdziałał. Nawet to, że przestałam brać (chyłkiem, milczkiem) moje antydepresanty (kto wie, co one robią z mózgiem!) wcale nie pomogło, i kiedy wracałam pewnego pięknego, słonecznego popołudnia do domu przez park, zobaczyłam go w drzewie. Nie, nie koło drzewa. Nie na drzewie. Nie za drzewem. W drzewie. On BYŁ drzewem, jego częścią, rozrastał się gałęziami, a jego garnitur był częścią kory, jego twarz wtopiła się w wydatne sęki i stał tam, patrząc. Patrząc i widząc.

Jego spojrzenie jest jak publiczne taplanie się nago w błocie. Czujesz się brudny, nieczysty, przejrzany na wylot i chciałbyś drapać, drapać do mięśni, byle zedrzeć z siebie to spojrzenie, byleby tylko przestał na ciebie patrzeć, nawet nie ma oczu a patrzy i jest to okropne jakby coś próbowało wejść do twojego mózgu a ty nie możesz temu przerwać i

Potem zaczęły się głuche telefony. Pojedynczy dzwonek, a po podniesieniu w słuchawce rozlegały się szumy, piski i trzaski, czasem można było w nich wyszukać pojedyncze wyrazy, głoski albo dźwięki. Nazwij mnie głupią, ale potrafiłam siedzieć i godzinami słuchać tego trzeszczenia, pisku i modulacji; myślałam, że może kiedyś coś z tego będzie miało sens. Jakieś jedno zdanie. Jakiś dźwiękowy palec pokazujący na torbę z kasetą z tego japońskiego horroru. Dźwięki, piski i poszumy.

Obudziłam się kiedyś po północy, ze słuchawką w ręku (musiałam zdrzemnąć się słuchając tego mechanicznego bełkotu); na stole leżała lalka. Mini - Slenderman w wersji pluszowej, którego od razu zgarnęłam i po drodze , odnosząc telefon, wrzuciłam do kosza w przedpokoju. Kiedy wróciłam z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku do pokoju, lalka była z powrotem tam, gdzie pierwszy raz ją zobaczyłam, na stoliku, z rączkami i nóżkami rozłożonymi jakby u dziwacznej rozgwiazdy.

I jeszcze raz była. I jeszcze raz. Za piątym razem na stole siedział Slenderman.

W domu byli moi rodzice, dokładnie za cienką, działową ścianą. Pamiętam, że wrzeszczałam, patrzyłam w jego brak twarzy i wrzeszczałam tak, jak nigdy w życiu nie podejrzewałam, że potrafię, ale następnego dnia moi rodzice o niczym nie wiedzieli. Niczego nie słyszeli. Oczywiście nic nie widzieli. Śniły się im drzewa, nieogarniony bór największych i najstraszliwszych drzew jakie kiedykolwiek ich wyobraźnia mogła sobie wymarzyć. Tyle.

A ja w tym czasie stałam półtora metra od Slendermana i wyłam. Tyle zostało z mojej odwagi i racjonalności, z mojego rozumu i inteligencji. Bezmózgi, bezrefleksyjny, paniczny strach i wrzask.

Nie wiem kiedy i jak zniknął, tak jak nie mam pojęcia ile wrzeszczałam. Obudziłam się w swoim łóżku, ściskając małego Slendiego w rękach niczym ukochaną maskotkę, co mogłoby być nawet słodkie, gdyby nie przyprawiało o palpitacje serca. Pierwsze dwie godziny tego dnia spędziłam wymiotując w łazience, oczywiście po uprzednim wyrzuceniu przez okno zabawki.

Nie wróciła po raz kolejny, na szczęście. Ale jeśli kiedykolwiek będziesz oglądać Toy Story wiedz, że o wiele lepiej jest, kiedy wyrzucona zabawka nie wraca do właściciela. O wiele lepiej.

Kiedy rozpocznie się twój wyścig z czasem, będziesz sam i to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy wokół ciebie zaciskają się jego macki, ręce, ramiona czy gałązki, co to on ma doczepione do korpusu (czasami trudno jednoznacznie stwierdzić), nic wokół nie ma znaczenia i sensu, oprócz faktu że powoli umierasz, z każdym dniem trochę bardziej. Nikt cię nie zrozumie, nawet jeśli będziesz mógł mu o tym opowiedzieć bez wyrzutów sumienia, a nawet inni ścigani przez Niego nie będą w stanie zapełnić tej obrzydliwej pustki, ziejącej trującymi oparami oddalenia, ropiejącej gdzieś głęboko w twoim jestestwie. Patrzysz na zieloną trawę i wiesz, że umierasz. Patrzysz w lustro i wiesz, że gdzieś za tobą jest On. Zasypiasz i wiesz, że będzie w twoich snach jak jakiś cholerny Freddie Kruger. Nie możesz spać, jeść i myśleć, a kiedy rozmawiasz z uśmiechniętymi, wesołymi ludźmi z ich małymi, nic nie znaczącymi problemami masz chęć złapać ich za włosy, wykręcić im kark, rzucić nimi o ziemię i pokazać im co to znaczy strach, ból i niemoc; wywrzeszczeć im w twarz że umierasz a twoje wnętrzności zmieniają się w ektoplazmę i to, że nie mają pomysłu na prezent na dzień ojca jest jakoś mało kurwa zajmujące.

Minęły cztery miesiące o wypadku koleżanki, dwa od bezpośredniego spotkania. Czasem widziałam jego kształt, odbierałam co kilka dni Jego telefony, w nowych zeszytach znajdowałam na ostatniej stronie skreślony krzyżykiem owal, Jego symbol, ale niewiele więcej. W walentynki dostałam pocztą zdjęcie przedstawiające ciąg liczb wyciętych na czyimś brzuchu. W walentynki przyszedł do mnie też Arek, chłopak zabitej koleżanki, któremu zostało jeszcze pięć miesięcy do śmierci, chociaż, kiedy wpuszczałam go do domu, wydawało się że ma o wiele mniej czasu.

Oczy miał przekrwione, wytrzeszczone i właściwie nie mrugał, powoli, systematycznie chłonął nimi okolicę jakby usiłując siłą woli nie dopuścić do pojawiania się postaci w garniturze. Był przygarbiony, pociągał nogami, a lewą, złamaną rękę przyciskał do siebie jakby miało to coś pomóc i ukoić ból. Rodzice nie byli zachwyceni, czy też może inaczej – byliby szczęśliwi, gdyby Arek dał sobie pomóc, ale ich dobre chęci i próby dzwonienia na pogotowie czy odwiezienia go do przychodni spotykały się z tak ostrym protestem, że wzięli go za jakiegoś narkomana czy włamywacza, który prawdopodobnie jest poszukiwany za napad z bronią w ręku i morderstwo z premedytacją. Nie dziwię się; wylękłe, szalone spojrzenie, rozbiegane oczy, złamana ręka, wypchana torba na ramieniu i brudne, pełne gałązek, trawy i ziemi włosy.

Siedzieliśmy ze sobą dwa dni, nie wyściubiając nosa dalej niż do łazienki; opowiadał mi o wszystkim, czego się dowiedział o Slendermanie. Większość z tego już wiedziałam, gdyż te kilkanaście blogów jakie można znaleźć na Internecie to całkiem dobre źródła informacji. Owszem, większość z nich, zwłaszcza te najbardziej popularne, to tylko takie tam opowiadanka dla niegrzecznych dzieci. Ale zdołałam się skontaktować z kilkoma osobami które naprawdę były w podobnej sytuacji i które miały większe ode mnie pojęcie jak sobie z nim radzić.

Arek uciekał już długo i miał na swoim koncie wiele osiągnięć. On doprowadził do śmierci mojej koleżanki, a wcześniej – jej starszej siostry, która spłonęła na środku jeziora. Cała sprawa ma w sobie coś z wampiryzmu – jesteś wampirem, i jak ulegniesz pokusie tworzysz nowe, które, kiedy ulegną pokusie, tworzą nowe i… No, noże to trochę naciągane. W każdym razie Arek wziął zdjęcie, to z wyciętymi w skórze cyframi, i podgrzewał je zapalniczką, aż w nozdrza nie uderzył nas nieprzyjemny zapach palonego mięsa.

Na zdjęciu był dom. Hotel, trochę przypominający zaniedbany, szlachecki dworek. W miejscu okien były przekreślone elipsy, zamiast drzwi: puste oczodoły. Zielony neon ‘Płomień miłości - Hotel’ był przekrzywiony. W pięć miesięcy później, kiedy staliśmy przed tym budynkiem (tyle że z oknami i drzwiami), świeciły się tylko siedem liter: P Ł O Ń C I E. Jeden z gorszych tricków jakie ma w arsenale Mr S. Na początku przerażające, ale im dłużej będziesz w to grać, tym bardziej denerwujące. Małe złośliwości, przypominające że gdzieś jest i patrzy. Widzi. Czuje. Czai się.

Zawsze się czai, pamiętaj. Pamiętaj że on może widzieć wszystko. Może być w kilku miejscach naraz. Może wejść do twojej głowy, a ty nawet tego nie zauważysz. Może się czaić w twoim przyjacielu, chłopaku, dziewczynie.

Zaatakował mnie kiedyś przechodzeń w masce. Nie zwróciłabym na niego uwagi, gdyby nie rzucił się na mnie z nożem i nie próbował mnie zabić na ulicy, a ludzie nas nie zauważali, kiedy walczyłam o życie z człowiekiem w białej masce z trzema otworami na oczy. Tak, to nie literówka. Maska miała troje oczu, co to miało znaczyć i czy cokolwiek… Kto wie? Ten świat, JEGO świat, to jedna wielka metafora… czegoś. Ani ja, ani Arek nie wiedzieliśmy czego. Trudno mi siê pisze,to wszystko jest jak ze snu z którego nie mo¿esz siê obudziæ i w nim s¹ rzeczy bez sensu ale z

Musiałam przerwać. Nie umiałam zmienić czcionki, same wingdingsy się pojawiały zamiast normalnego spisu. Czasem się to zdarza. Najczęściej trzeba przeczekać, tyle że nie mam dużo czasu. On się zbliża, czuję to. Krwotok z nosa ustał, po chwili znów się pojawił, ustał i się pojawił, jestem cała we własnej krwi i nie jest to przyjemne uczucie.

Kiedyś obudziłam się naga, cała w czyjejś krwi. Nie pamiętałam poprzednich trzech dni, a jedyne co miałam jako memento tego czasu to japońska maska bugaku. Nie wiem, co wtedy robiłam. Nie wiem, gdzie byłam. Nie wiem nawet, gdzie się obudziłam, gdyż po przechodząc przez drzwi prowadzące z tego ciemnego, pozbawionego okien pokoju znalazłam się u siebie w łazience, ostatnim miejscu które pamiętałam.

Pamiętaj – drzwi mogą prowadzić nie tam, gdzie byś chciał. Schody mogą się zapętlać. Okna mogą pokazywać rzeczy, których nie ma. Raz, w czasie naszej wspólnej ucieczki, Arek obudził mnie w środku nocy i rozsunął kotary, którymi przezornie zasłoniliśmy się przed wzrokiem niepowołanych (a może osłoniliśmy się przed możliwością zobaczenia kogoś za oknem? Nie pamiętam). Na zewnątrz były piękne, czerwone klony, takie jak spotyka się w Kanadzie, alejka, zachód słońca, wiejska atmosfera. Nasz hotel stał na ruchliwej uliczce w środku miasta.

Po chwili okazało się, że drzewa upstrzone są nie tylko liśćmi; Arek cały czas wskazywał na gałęzie, nie wiedziałam o co mu chodzi, dopóki nie zauważyłam kotów. Kilkudziesięciu małych, wpatrujących się w nas kotków, stapiających się z tłem gdyż od końcówki ogona do czubka ucha czerwonych, obdartych z sierści i ze skóry, co widziałam i wiedziałam od razu, jak je tylko dostrzegłam. Potem był trzask, odwróciliśmy się, spinając mięśnie do walki, przyzwyczajeni do jego sługusów z nożami, kijami i pięściami, próbującymi nas wydostać z ukrycia, znaleźć i wydać prosto w jego ręce, ale tam nie było nic, oprócz małego, futrzastego tym razem, kociaka.

Drzewa zniknęły, a okno znów pokazywało ciemną, słabo oświetloną uliczkę w centrum miasta.

Nie wiem czemu on to robi. Nie wiem, czemu ucieka się do takich sztuczek, czemu doprowadza na skraj szaleństwa i czeka aż ofiara będzie pół oszalała ze strachu i zmęczenia. Jestem szalona, byłam chyba od początku, on łowi ludzi którzy w niego uwierzą; takich, którzy są tak głupi lub tak mądrzy, żeby nie zadowalać się krótkim „E, takie rzeczy nie istnieją”.

 - Wiesz, jutro zginę – powiedział zakładając opaskę na oczy Arek, kiedy tłukliśmy się autobusem do kolejnej miejscowości i próbowaliśmy zasnąć w tłumie, gdzie niewiele nam groziło. – Jutro mnie weźmie. Muszę wysiąść za trzy przystanki. Muszę. Wysiąść. I tam zginę, ale dłużej nie mogę.

Uwierzyłam mu, oczywiście. Kiedy uciekasz przed Slendermanem, wiesz, że nie wszystko można wyjaśnić racjonalnie… Po prostu WIESZ. Wiesz, że drzwi nie prowadzą tam, gdzie powinny. Wiesz, że osoba, która podaje ci rękę jest jednym z JEGO ludzi, wiesz, że kiedy się odwrócisz, zobaczysz jego cień. Wiesz, że będzie w drzewach i we mgle. Wiesz.

WIESZ. ŻEPOCEBIEPZYHODZIBOCZUJEDMMMMKBTF < ydghdb jbfebd  Nxcvnmcxv  fv nc vn vn nmjhbvfhdvbhbvjbjcbxzb ncvn xc nmcxnzmhjfbhsk,mnvjfkdbvnmxbvhjsf vc
011011100110100101100101011010100110010101110011011101000110010100100110001000110011001100110100001101110011101101100010011001010111101001110000011010010110010101100011011110100110111001111001011101110110100101100001011001000110111101101101011011110010011000100011001100110011010000110111001110110110001101101001011101000110111101110111011100110111101001111001011100110111010001101011011010010111011101101001011000010110010001101111011011010110111100100

Przychodzi. To ten, który przychodzi. Slenderman. On czegoś szuka, w każdym człowieku czegoś szuka, najpierw wżyna się w ich umysły i dlatego to takie trudne a potem wchodzi w nich i grzebie we wnętrznościach, przekłada na swój obraz, szuka. Muszę się śpieszyć, bo on już tu jest, czuję, że muszę iść pod kamień na rozstajach, muszę tam iść.

On czegoś szuka, w każdym człowieku. Nie wiem, co to. Zastanawialiśmy się nad tym z Alkiem, ale nigdy nic z tego nie wyszło. Wyciąga wnętrzności, kroi ciała i rozczłonkowuje, ale często, najczęściej składa z powrotem. Nie przestrasz się tego. Na pewno zaprowadzi cię do poprzednich lub następnych ofiar (czas nie ma dla niego znaczenia, kilkakrotnie byłam w nieodległej przyszłości i dalej nie ma latających desek jak w „Powrocie do przyszłości”); i mnie, i Arka przeciągnął przez kilak scen swoich zbrodni. Na ziemi leżał człowiek i z rozbitej czaski, poskładanej jak zbity wazonik przez małe dziecko, próbujące ze wszystkich sił naprawić co zepsuło, wychodziły kawałki wepchniętego tam serca. Zamiast płuc (nie miał żeber, skóra była w kawałkach) miał wątrobę.

 - Nie wie jak wyglądamy – powiedział Arek, a ja zaczęłam się śmiać bo jeśli Slenderman rozpłatał tylu ludzi i do teraz nie wie, jak elementy są poskładane w środku, to raczej zegarmistrzem nie zostanie. – On szuka. Szuka, rozumiesz? Szuka!

To była jego obsesja. Zapełniał zeszyty notatkami, obserwacjami, pytaniami i rysunkami. Studiował anatomię z kupionego na wyprzedaży podręcznika akademickiego i zamęczał mnie wykresami. Ja wciąż stąpałam mocno po ziemi, kiedy on zatracał się w naszym szaleństwie. Ja próbowałam się dowiedzieć, jak unikać Slendermana; on, jak go zrozumieć.

Mam mało czasu, muszę iść pod kamień. Pamiętaj, nie odwracaj się. Nie patrz, jeśli widzisz go kątem oka nie  patrz, tylko uciekaj. Nigdy, NIGDY nie idź w jego stronę. Słuchaj mp3 lub radia, będziesz miał więcej czasu na ucieczkę. Nie odpowiadaj na telefony. Nie opowiadaj innym co się z tobą dzieje, nie kontaktuj się z innymi uciekinierami, narażasz tym i siebie, i ich. Nie masz przyjaciół. Każdy może być jego przedłużeniem, jego marionetką. Arek stał się nią, po tym jak umarł czy przeszedł przez drzwi, nie pamiętam, wrócił na chwilę i od tamtego czasu mam blizny na twarzy, obrzydliwe, głębokie rany które stały się straszliwymi bliznami i byłabym bardzo nieszczęśliwa z ich powodu gdyby miały jakiekolwiek znaczenie, wrzeszczałam, ale on mnie trzymał i wszystko płonęło i

Pamiętaj. Oni cię pamiętają, a dla niego czas nie istnieje. Chyba przejmuje pamięć swoich ofiar; nie jestem pewna.

Otwiera swoje ofiary jak kwiaty. Szuka w nich czegoś, ale nie chcę wiedzieć, i ty też nie, czego dokładnie. Wszystko się rozmywa. Dawno już nie myślałam o domu, o rodzicach, o studiach i o znajomych – moje dawne życie. Umieram. Od dawna już, odkąd siedziałam w kawiarni i usłyszałam Larsen Mend i

Rwie się, wszystko się rwie, ja nie wiem, rwie się i to jest

Kwiaty, to dobre porównanie, oni otwierają się sami, ja już to wiem, ja to widziałam, nie pamiętałam, ale teraz pamiętam jak kwiaty otwierają się przed nim a on szuka i nigdy nie znajduje to bolijaktopiecze11000100011001100110011010000110111001110110110001101101001011010100110010101110011011101000110010101101101011101000111100101101101011010110111010011110011011100100111100101110000011100100111101001111001011000110110100001101111011001000111101001101001

ODEJDŹPROSZEODEJŹKWIATYKRWAWIĄCEBOLIBOLIBOLIODEJDŹZNJADUJESZNIEZNAJDUJESZODEJDŹNIEMADRZWIKAMIEŃKAMIEŃKAMIEŃIDŹ

Ja chcę żyć.

Znowu siedzę pod stołem. Nie wiem kiedy, ale byłam przy drzwiach, a klawisze nadal stukały choć laptop leżał tak gdzie wcześniej. Jakbym się budziła z transu, zdołałam się zmusić żeby tutaj wrócić i na powrót zabrać się za pisanie. Przeczytałam to, co tu nagryzmoliłam i musze przyznać, że długo zastanawiałam się, czy tego wszystkiego nie skasować. Nie trzyma się to sensu i kupy, pojawiły się dziwne wstawki których nie pamiętam, żebym pisała. Ale to jedyne co po mnie zostanie. Te słowa. Teraz idę do kamienia i na pewno nie wrócę. Nie wiem, czy zginę, czy stanę się jego marionetką. Chyba już nią jestem, nie wiem, nie pamiętam. 

Coraz więcej rzeczy mi umyka, nie pamiętam jak nazywa się miasto w którym jestem. Nie wiem, jak się tu dostałam.

Nie obracaj się. Nie patrz za siebie. Proszę, próbuj przeżyć. Ja i Arek próbowaliśmy. Uciekam od odkąd pamiętam i dopiero teraz widzę, że było to piękne życie, a nie powolne umieranie. Może się bałam, ale były momenty kiedy dookoła były pola i śmiałam się do słońca, nie odwracałam się i nie pamiętałam, że jest zawsze za mną. Było pięknie. Napisałabym to wszystko jeszcze raz, od początku, opisując wszystko po kolei, dzięki czemu miałbyś większe szanse przetrwania… Ale mam mało czasu. Muszę iść. Żegnaj.

Powodzenia.

Mam nadzieję, że się nie spotkamy, bo jeśli tak to…

Nie.

Żegnaj. 


10 komentarzy:

  1. Teraz nie mam czasu, aby go przeczytać, ale potem gdy znajdę czas to z przyjemnością po niego sięgnę :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam niecierpliwie na uwagi! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. https://lh5.googleusercontent.com/-QgyIIeesw5A/TetvnneTIeI/AAAAAAAAABE/jqkcpOItGw4/s640/heseesyou.jpg

    OdpowiedzUsuń
  4. https://lh3.googleusercontent.com/-DtAZlqh9avM/Tetv474EygI/AAAAAAAAABI/-W2TdLMs7jY/s640/hewillfindyou.jpg

    OdpowiedzUsuń
  5. https://lh5.googleusercontent.com/-RNUx90iG6fg/Tet8EQKoQ-I/AAAAAAAAABk/Kc-pHZU_tB8/s640/heisnear.jpg

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja rozweselę sytuację :P
    http://kwejk.pl/obrazek/141178/donotlook.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja czytając to przy każdym ,,nie odwracaj się'' specjalnie się odwracałem xD

    OdpowiedzUsuń
  8. I co, widziałeś Slendermana? XD

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja uprawiam sex analny ze Slendym. Jest boski :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja jak to czytałem, to miałem w rażenie jakby coś mnie dotykało bo miałem gęsią skórkę, ale to jednak tylko pies mnie drapał.

    OdpowiedzUsuń