wtorek, 17 maja 2011

Czy inteligencja szkodzi?

Inteligencja. Nie zawsze klucz do szczęścia. 
Niedawno na internecie ukazały się najnowsze badania opisujące związek ilorazu inteligencji z rozkładem dnia. Okazało się, że osoby (a dokładnie amerykańscy uczniowie służący tym razem za szczury laboratoryjne) które wypadały lepiej w testach inteligencji idą spać później (00:00 - 2:00) niż ich mniej bystrzy koledzy (23:00 - 1:00). Godzina różnicy nie wydaje się znacząca... ale według innych badań stanowi granicę między emocjonalnym rozchwianiem powstającym w wyniku nocnego trybu życia, a normalną egzystencją.Stąd różni mądrzy ludzie wyciągnęli mądre wnioski, że myślenie boli a inteligencja szkodzi, z czym na pierwszy rzut oka zgodzić się nie można... Ale wydaje się, że ostatnie badania prowadzone przez psychologów i biologów próbują tej tezy dowieść z zacięciem godnym lepszej sprawy. 



Oczywiście od razu można wytoczyć ciężkie działa i stwierdzić, że gdyby nie inteligencja nie byłoby nas już na świecie. Kiedy nasi półmałpi przodkowie zeszli z drzew, nauczyli się wykorzystywać elementy środowiska i tworzyć ich kombinacje zdołali wyprzedzić ostrozębną, kilkakrotnie silniejszą konkurencję w postaci drapieżników i to o kilka długości. Gdyby nie to, że z kamieni tworzono noże a ze skór robiono ubrania, homo sapiens sapiens mogłoby tylko pomarzyć o zaistnieniu. Tyle że większa zdolność kojarzenia zmusiła mózg do rozrastania się w zatrważającym tempie, zupełnie nieproporcjonalnym do innych części ciała. W chwili obecnej mózg stanowi około 1/40 masy ciała człowieka, kiedy dla porównania mózg staowi  1/100 masy ciała kota, psa - 1/125. To naprawę dużo, i liczne badania z wielkim samozadowolniem ich prowadzących potwierdzają że mózg człowieka jest po prostu nieproporcjonalny. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że duży mózg wymusza większą czaszkę, a ta zaczyna sprawiać problemy w czasie przychodzenia na świat małych osobników. Tak, ciężkie, śmiertelnie niebezpieczne i bolesne porody zawdzięczamy właśnie naszym mózgom. W dziewiętnastym wieku przyjmuje się, że 40% porodów kończyło się śmiercią matki (no i tu jest odpowiedź na pytanie, dlaczego w bajkach tyle jest macoch...), a i teraz rodzenie jest przygodą nad wyraz nieprzyjemną i prowadzącą do licznych komplikacji zdrowotnych.

Ale biologia próbowała nas odstraszyć od inteligencji na inne sposoby - a dokładnie doborem naturalnym. Ktoś może zakrzyknąć, że dzięki doborowi naturalnemu inteligencja się zdołała wykształcić. Prawda, ale kto powiedział, że Matka Natura działa logicznie? Problem zamyka się w jednym zdaniu - im wyższa inteligencja (mierzona jako iloczyn inteligencji IQ) tym mniejsze szanse na przekazanie genów. Inteligentniejsi ludzie (niezależnie, podobno, od statusu społecznego i zawodu) rzadziej zakładają rodziny i mają mniej dzieci; dotyczy to zwłaszcza kobiet. A dlaczego tak jest i prawdopodobnie było od kilkunastu wieków? No cóż, wydaje się, że problem leży  między innymi w tym, iż ludzie o wyższym IQ... mają inne rzeczy do roboty. W przeprowadzonych badaniach (och, jej, znowu) okazało się, że osoby inteligentniejsze rzadziej uprawiają seks, bo mają ciekawsze zajęcia, takie jak nadrabianie zaległości w pracy, oglądanie filmów, czytanie i gry komputerowe/planszowe. A  jeszcze częściej stosują środki antykoncepcyjne...

No i częściej oraz na ciekawsze sposoby próbują się zabić - osoby inteligentniejsze częściej się uzależniają i stosują więcej używek, od papierosów począwszy na narkotykach skończywszy. Dlaczego? No, tego dokładnie badacze powiedzieć nie potrafią, więc rzucają mało mówiącymi hasłami że inteligentniejsi ludzie są bardziej otwarci na nowości i próbują doświadczalnie wypróbować dokładnie wszystko, co tylko im się nawinie. No a jeśli takie podejście sprawdziło się w przypadku schodzenia z drzew, wychodzenia z jaskiń i przygotowywania mięsa przed spożyciem, to jednak przy narkotykach i lekach staje się raczej niezbyt pożądaną cechą.

Ładny i krótki opis spustoszeń, jakie stres
czyni w naszym organizmie. 
Inteligencja również szkodzi zdrowiu na bardziej bezpośrednie sposoby: powoduje bowiem wrzody żołądka, nadciśnienie, choroby serca, bóle mięśniowe, depresję i choroby psychiczne. Jak, kiedy i dlaczego, przecież inteligencja nie ma nic wspólnego z takim na przykład sercem... Problem w tym, że ma, i to znacząco więcej niż byśmy chcieli - inteligencja prowadzi do podwyższonych poziomów stresu, a ten może wyrządzić takie szkody w organizmie, że już się nie podniesiemy. Wydaje się na pierwszy rzut oka, że to dość naciągane - przecież wszyscy mamy podobne problemy z którymi musimy się uporać, więc poziom stresu powinien być wyłącznie zależny od zdolności radzenia sobie w trudnych sytuacjach i odporności, które niekoniecznie idą w parze z bystrością umysłu. Jednakże problem leży gdzieś indziej - w wyobraźni i zdolności przewidywania, którą w większym stopniu posiadają osoby inteligentniejsze. Poprzez analizowanie większej ilości możliwych scenariuszy i szersze spojrzenie na otaczającą rzeczywistość mają oni więcej powodów do zmartwień, nawet jeśli są one w najlepszym razie mało prawdopodobne. Więcej zmartwień to z kolei więcej stresu... Który prowadzi do dziesiątek mało przyjemnych schorzeń, z których znacząca większość zapewnia mało komfortowy ale szybki transport w zaświaty. 

Przykłady na szkodliwy wpływ inteligencji można by jeszcze mnożyć i aż ciśnie się na usta pytanie, które już tu padło: dlaczego więc, jeśli myślenie zabija, ewolucja doprowadziła nas do stanu w którym naszą jedyną bronią przeciwko presji środowiska jest nasz mózg? Przecież zamiast dużej głowy mogła wyposażyć nas w pazury i wielkie zęby, które na pewno nie skracają życia, w każdym razie nie życia właściciela.

Rodzaje inteligencji. I którą teraz tu mierzyć? 
 Inteligentna osoba powinna od razu zauważyć dlaczego te przerażające wizje niszczącej mądrości są jedynie niezbyt ciekawą ciekawostką i dlaczego nie powinniśmy się przejmować (już abstrahując od tego, że wtedy podniosą się nam poziomy morderczego stresu, co jest całkiem dobrym powodem żeby przestać się martwić). Każde z przeprowadzonych badań opiera się bowiem na jednym założeniu: że wiemy czym jest inteligencja i jak ją zmierzyć. Jest to bardzo daleko posunięte założenie, odrzucenie którego jednak sprawia, że znacząca większość z badań jest całkowicie bezsensowna... A przecież odrzucić je przy opracowywaniu danych należy, gdyż czym inteligencja jest nie wie naprawdę nikt, a każda książka i encyklopedia podaje inną definicję. Czy jest to zdolność do przystosowywania się do nowych sytuacji, a może jednak umiejętność wiązania faktów w ciągi przyczynowo skutkowe? Czyżby była to umiejętność rozwiązywania owych problemów, a może szybkie kojarzenie faktów? Wszystkie definicje są podobne, owszem, ale skupiają się na zupełnie innych aspektach i im podporządkowują to pojęcie, przez co nie wiadomo co tak dokładnie należy zmierzyć. Większość z badaczy przyjmuje IQ jako wyznacznik inteligencji, co ma w sobie posmak demokratycznych metod rządzenia. Jest to jedna z najgorszych metod, ale nikt nie wymyślił lepszej, więc trzeba ją przyjąć z otwartymi ramionami. Na temat tego, jak takowymi testami można manipulować i co tak naprawdę mierzą można by napisać kilka książek, więc zostańmy przy stwierdzeniu, że IQ jest bardzo marnym wskaźnikiem inteligencji, przez co badania na jego podstawie są mało miarodajne. Inni badacze, uprzedzeni do IQ, przyjmują natomiast wykształcenie za wskaźnik inteligencji. Biorąc pod uwagę osobiste doświadczenia każdego z nas, widać, że jest to jeszcze gorszy sposób na określenie bystrości człowieka. A do tego, gdyby jeszcze było nam mało, nie można badań przeprowadzanych  na takich grupach badawczych porównywać z tymi bazującymi na IQ... bo mamy tu na myśli dwie różne grupy ludzi. 

Jak więc jest naprawdę, czy inteligencja w końcu szkodzi, czy może badacze próbują leczyć kompleksy? No cóż, na pewno ułatwia życie w dzisiejszym, skomputeryzowanym i zdigitalizowanym, świecie, opierającym się na wytworach ludzkiego mózgu... ale wydaje się, że nasze zdrowie chyba nie do końca radzi sobie z efektami naszego zbyt  kreatywnego myślenia. 

2 komentarze:

  1. Wychodzi że jestem przygłupem, ja chodzę spać między 22 a 23 i wstaję przed 5-ą rano

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, to są amerykańskie badania. Może inna strefa czasowa ma jakiś wpływ...? :)

    OdpowiedzUsuń