niedziela, 28 listopada 2010

Opowiadanie - Samotność owiec

Początkowo spisane na czterech serwetkach i ulotce z księgarni, opowiadanie to zrodziło się podczas mojej odsiadki w barze z kebabem. Czekając na moją kolejkę zaczęłam się rozglądać, tylko żeby stwierdzić, że gapi się na mnie z uśmiechem niski człowiek w dziwacznej czapeczce z daszkiem. Odpłaciłam się równie przyjemnym uśmiechem, i wróciłam do konsumpcji kebaba... żeby zacząć myśleć o niebezpieczeństwach, jakie czyhają na samotnych ludzi w środku miasta.
Interpretacja nieobecności i samotności wg Pink Floydów,
obrazek z "Wish you were here"


SAMOTNOŚĆ OWIEC
Kiedy spojrzała w lewo, dostrzegła wyłaniający się z sinych oparów papierosowego dymu, na wpół ukryty w półmroku tej małej piwniczki, profil swojego przyjaciela. Nie znała go jeszcze; nie łudziła się zresztą że kiedykolwiek go pozna, ba, że dowie się jak ma na imię. Jednak w tej szczególnej chwili liczyło się tylko to, że siedział na wyciągnięcie dłoni od niej, że uśmiechnął się do niej kiedy wdrapywała się z pewnym trudem na barowy stołek, że siedzieli to razem, w tym ciasnym, zadymionym i pachnącym zepsutymi jabłkami pubie. W tym momencie, atakowani przeszywającym wyciem jazzowej trąbki, byli złączeni wspólną afirmacją tej niepokojącej, przenikliwej muzyki i drinka ściskanego w dłoni. Trąbka, piwnica, jazz, drink, za wysokie stołki, dym – to wszystko sprawiało, że mogli bez poczucia winy uśmiechać się do siebie, może nawet rozpocząć rozmowę. W tym momencie nie byli obcy. Na ten wieczór był oto dla niej wystarczające. Czuła się częścią tego anonimowego tłumu zasłuchanego sączące się z głośników nuty, a nie samotnym, śmiesznym człowieczkiem w wielkim mieście.
Przyjaciel wyszczerzył do niej zęby, a ona zwiesiła głowę, tylko żeby uciec przed jego badawczym wzrokiem. Silly, silly fool, zaśpiewała jej w głowie Dusty Springfield, czego TY się boisz?
---
Nie wiedziała czemu lubiła zaczepiać nieznajomych. Nie sprawiało to, że czuła się mniej wyobcowana, ani nie zaspokajało potrzeby wymiany myśli i porządnej konwersacji. Nie potrafiła rozmawiać z ludźmi przez dłuższy czas, nudziły ją głupie, sztampowe rozmowy o niczym, ale nie mogła sobie odmówić tej drobnej przyjemności (prawie jak nie potrafiła powiedzieć ‘nie’ czekoladzie) – zawadiacki uśmiech, jakiś całkowicie bezsensowny komentarz, dziwne pytanie, jego (z rzadka ‘jej’) zdziwiony wzrok, powoli i z zaskoczeniem cedzona odpowiedź, równie bezsensowna i potem szybka ewakuacja. Czasem się odwracała, żeby sprawdzić, czy ofiara za nią patrzy; widziała wszelakie formy zdumienia, niezrozumienia, a wreszcie rozbawienia.
Czuła się przez to trochę bardziej szalona, bardziej oderwana od otaczającego świata, który przyczepił się jak rzep do ogona jakiegoś kudłatego kundla. Czasem, jak miała dobry dzień, potrafiła sobie nawet wmówić, że jest ponad to, a fakt, że te krótkie wymiany zdań są czasem jedynymi rozmowami jakie prowadzi przez cały dzień z żywym, oddychającym człowiekiem, wcale ją nie martwi. Zresztą nie zawsze ich nie znała, nawet jeśli nie osobiście.
 - Całkiem ciekawy ten artykuł, czytałam go wczoraj – zagadała do pochylonego nad nudną gazetą przygarbionego mężczyzny, zatopionego w opis jakiegoś seryjnego morderstwa, a ten wzdrygnął się i uniósł wzrok, jakby ktoś go dźgnął nożykiem. To był ON! PRZYJACIEL! Z pubu! Z jego uśmiechu, jaki wypełzł na twarz jak pająk na swoją pajęczynę, wywnioskowała, ż też ją skojarzył.
 - Naprawdę? A ja myślałem, że jak nie ma nic o jazzie…
 - Nie lubię jazzu. Byłam tam tylko dla drinka i towarzystwa.
 - Och, naprawdę? Nie widziałem tam nikogo, czyżby ktoś się nie pojawił? Niegrzecznie z jego strony, głupio, zostawić taką damę…
Zachichotała jak gimnazjalistka, nie bardzo wiedząc jak odpowiedzieć na tę sztampową odzywkę. Ile razy ją słyszała, tyle razy chciała zagrać biedną ofiarę strasznego chłopaka. Jej krótkie wahanie Przyjaciel wykorzystał, żeby wtrącić jeszcze:  - a z tym jazzem to chyba nie do końca tak. Widziałem panią w sklepie z płytami, pochyloną nad Coltranem chyba dwadzieścia minut. A w księgarni to pani oglądała biografię Tomasza Stańko. Jak to nie jest jazz, to zjem własne pianino.
Interesujące, pomyślała, nawet bardzo. Przypadek? Ona też go widziała, w spożywczym, w kwiaciarni, w supermarkecie, w samochodzie pod jego domem, w trakcie joggingu w parku. Może mają jakieś wspólne zainteresowania… jak już i tak są sobie przeznaczeni.
 - Ma pan pianino? Może nawet jeszcze  mi pan powie, że pan uskutecznia grę na nim?
 - Żaden ze mnie Jelly Roll Morton, ale brzdąkam od czasu do czasu… Ma się pani ochotę przekonać?
Zaśmiała się perliście, żeby przykryć całkowity brak pomysłu na odpowiedź. Czyżby było to tak proste? Czyżby wystarczyło tylko powiedzieć ‘TAK!’ i rzucić się mu na szyję? Och, nie mogła się odczekać, nie chciała być znów samotna, nie teraz, kiedy ów znajomy - nieznajomy patrzył na nią takim wzrokiem.
---
Był to jego dobry dzień, naprawdę i zaprawdę. Obserwował tę pannicę, łaził za nią jak psiak za Babką Od Żarcia, planował… już od tego wieczoru w pubie, kiedy siedziała samotna, opuszczona i na skraju płaczu. Zawsze było mu żal takich wyrzutków, miastowych odpadów, a że jeszcze do tego była niczego sobie… spasowała mu, więc polazł za nią do domu, tego feralnego wieczoru, sprawdził gdzie i jak mieszka. Co robi. Czy ktoś na nią czeka. Taka ładna, taka samotna, taka zagubiona, wydawała mu się całkowicie odpowiednia. Ktoś dla niego, samotnika z dużym domem i pianinem (bo to prawda, miał pianino, ale wolał grywać na skrzypcach i klarnecie, o wiele ciekawsze), pewnie karmiłaby te wałęsające się koty z podwórka, które tak lubił.
Będzie kupował jej kwiaty, bombonierki, czekoladki, jazzowe płyty i bilety na koncerty. A potem, kiedy pewnego dnia zaprosi ją do niego na całą noc, zrobi dokładnie to, co z innymi. Weźmie ją na stole, żeby w pewnym momencie sięgnąć po nóź i jednym, wprawnym i wyćwiczonym ruchem (Boże, jak kochał swoją maestrię!) poderżnie jej gardło, myślał, patrząc na jej białe ząbki, wyszczerzone w lekko zagubionym uśmiechu, kiedy myślała, co odpowiedzieć.
Wszyscy mają swoje słabości, myślał, próbując usunąć z umysłu owe wspaniałe, podniecające wizje, jakie malowała przed nim własna chora wyobraźnia.
 - Właściwie gdzie pan idzie?
 - Do domu… - znów zawiesił zdanie, tym razem w radosnym oczekiwaniu. Czyżby? Czyżby ta nie chciała kwiatów, nie potrzebowała inwestycji, tylko może…?
 - Wie pan co, chyba skorzystam. Ale mam nadzieję, że usłyszę ‘summertime’ na tym obiecanym pianinie!
---
Nóż ociekał spokojnie i majestatycznie na suszarce, tym razem z wody, która zastąpiła jasną krew. Stół został dokładnie wyszorowany, głównie z powodów higienicznych, bo dzięki takim serialom jak CSI tylko głupiec mógł podejrzewać, że uda się ukryć takie ilości krwi przed wszechwiedzącą machną analizy kryminologiczej… i równy idiota mógłby podejrzewać, że gdyby doszło co do czego, to akurat ta krew byłaby jakimkolwiek dowodem. Ubrania, zarówno jego, jak i jej, spoczywały grzecznie w czarnym i ciasno związanym worku na śmieci, wystawionym do wyrzucenia pod drzwiami. Wszystkie powierzchnie, jakich dotykała, zostały wyszorowane płynem do mycia naczyń, a szklanka, z której piła, po chwili wahania wrzucana została razem z ciuchami do worka.
W tle smętnie zawodziła Billie Holiday, you ain't gonna bother me no more, nohow, a ona siedziała w ładnym, choć jak na jej gust trochę zbyt modernym saloniku, na czerwonej, skórzanej kanapie, patrząc na usadowione na kanapie ciało z prostą, profesjonalną linią rany na piersi, z której sączyła się jeszcze woda z odrobinką krwi. Uśmiechnęła się, głaszcząc pluszową owieczkę, którą znalazła w szafeczce trofeów swojej ofiary, koło żółtych stringów i kilkunastu innych kobiecych drobiazgów.
 - Mieliśmy tyle wspólnego… Więc chyba cię nie znudzi, jak porozmawiamy o Heglu, prawda?
Kochała te rozmowy; niesztampowe, niezbyt nudne, i przez swój surrealizm nawet zabawne. I kogo obchodziła samotność, tak naprawdę, zachichotała w myślach.




1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawe opowiadanie, im dalej się zabrnie tym bardziej wciąga, no i zakończenie na pierwszy rzut oka niespodziewane. Ogólnie naprawdę dobre.
    Pozdrawiam Borzu

    OdpowiedzUsuń