środa, 3 listopada 2010

Fantastyczny Pan Lis

Sięgając po "Fantastycznego Pana Lisa" i ściągając go z półki w wypożyczalni miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony - poklatkowa animacja i nazwisko Roalda Dahla na okładce zwiastowały coś, co zapewni mi wieczór pełen wrażeń. Z drugiej - sztampowa na pierwszy rzut okaz historia i nierówny, dziwaczny zwiastun przywodził mi na myśl futerkowe Ocean's Eleven dla dzieci (co za komplement wzięte być nie powinno za żadne skarby z jakiegokolwiek kasyna). Jednak pierwsze pięć minut filmu pokazało mi, oprócz feerii brązów, żółci i czerwieni, że nie zmarnowałam tych ośmiu złotych i że mam przed sobą film nietuzinkowy, interesujący i głęboko wciągający w dół tej lisiej nory. Dlaczego?

Zacznijmy od początku: Pan Lis (mówiący głosem George'a Clooneya) wraz z małżonką (Meryl Streep) zajmowali się podkradaniem w szalenie akrobatyczny sposób drobiu z ferm, dopóki pewna pułapka nie została potraktowana bez odpowiedniej ostrożniości, a na horyzoncie pojawiło się małe lisiątko, jeszcze płci nieokreślonej. Dwanaście zwierzęcych lat później Pan Lis ma mało zajmującą pracę w gazecie, mało utalentowanego syna i kryzys wieku średniego, który próbuje zażegnać przeprowadzką i rekreacyjnym powrotem do swojej złodziejskiej działalności... przy czym to ostatnie doprowadza do zrozumiałej furii trzech pobliskich właścicieli zakładów produkcji rolnej, którzy postanawiają za wszelką cenę zgładzić wredne stworzenie. Dorzućcie do tego idealnego i wspaniałego bratanka, który wpada z nagłą wizytą i tłum dziwacznych znajomych. Brzmi... sztampowo. Kryzysu wieku średniego mamy teraz w kinie tyle, że można go paczkować i sprzedawać na tony, jednak Wes Anderson, reżyser tego filmiku, zdołał z prostej historii o konsekwencjach własnych czynów (to wątek dla Pana Lisa) i dorastaniu (synkowi też dostaje się wątek) stworzyć dzieło zupełnie fascynujące i frapujące, które nie daje nawet chwili na wyjście do łazienki.

Po pierwsze - sposób realizacji. Film jest robiony poklatkowo, co daje mu w mojej skali +3 do kulerskości, ale w sposób całkiem inny niż reszta popularnych filmów realizowanych w ten sposób. Wszelakie Koraliny, Wallece'y i Gromity, czy Gnijące Panny Młode dążyły do płynności, i choć owe charakterystyczne 'skoki' czy mechaniczne ruchy postaci miały być smaczkiem samym w sobie, animacja była płynna i jak najardziej realistyczna. Natomiast tutaj nie ma nawet pozorów płynności czy realizmu. Wiele scen jest zrobionych na sposób przywodzący na myśl pierwsze próby z kamerą i plasteliną w garażu - ale nie razi to, a wrecz przeciwnie, sprawia znakomite wrażenie i nadje temu niepowtarzalnego klimatu. Warto jest też zwrócić uwagę na żółto - czerwono - brązową kolorystykę i zabawę światłem, co nadaje filmowi jeszcze więcej smaczku i, nie wiadomo właściwie czemu, przykuwa uwagę. Może przez odejście od ukochanej obecnie przez fimowców konwencji pomarańczowo - niebieskiej...

"Fantastyczny Pna Lis" oscyluje między kinem familijnym, a byciem jednym wielkim oczkiem puszczonym do widza. Pan Lis rozpoczynjaąc przemowę motywacyjną włącza radyjko z podkładem muzycznym. Piosenkarz siedzący na polu z robotnikami wyśpiewuje podczas "a, takiej improwizacji" dokładnie to, co w danej chwili robią tropione przez nich zwierzęta. Właściwie pierwszym słowem jakie przychodzi mi na myśl w związku z tym filmem jest - surrealistyczny. Bitwa na śmierć i życie pomiędzy grupką leśnych zwierząt a trzema farmerami, toczona koparkami, środkami wybuchowymi, hektolitrami wina jabłkowego, 108 snajperami i płonącymi szyszkami, jest istnym popisem całkowitego oderwania od rzeczywistości. Są sceny, zarówno komiczne jak i całkiem poważne, które stawiają mózg na sztorc i każą przewinąć, by obejrzeć wszystko na powrót i spróbować zrozumieć o co właściwie chodzi. Jeśli już przyrównywać ten film do innych poklatkowych wytworów wyobraźni, to bliżej mu będzie do póżnejszych "Zwierzo-zwierzeń", a może nawet horrorowatego "Neco z Alenky", niż "Wallece'a i Gromita".

Surrealistyczny, bawiący się konwencją, i będący pewną uciechą dla oka - owszem. Ale jest jeszcze coś, co sprawia, że "Fantastyczny Pan Lis" to film ponadprzeciętny - muzyka. Dawno ni słyszałam tak dobrego soundtracku, znakomicie dopasowanego do zmiennego, dziwacznego rytmu tego filmu. Wykorzystanie takich klasyków jak The Ballad of Davy Crockett, Beach Boysi  czy Street Fightin Men Rolling Stonesów, w połączeniu z delikatnymi, niepokojącymi kawałkami na pianino, dzwonki i trąbki daje znakomite, niespodziewane efekty i najprawdopodobniej zmusi mnie do zakupu albo filmu, albo sountracku, albo i jednego i drugiego. (Najlepiej i jednego i drugiego...!)

Pieję tutaj peany na cześć "Fantastycznego Pana Lisa", ale nie da się ukryć, że pomimo całej swojej fantastyczności jest to też film mocno nierówny. Scenariusz trochę się rozjeżdża (chociaż ratuje go podzielenie filmu na 'rozdziały'), dialogi są czasem wzięte z kosmosu, akcja nie trzyma się ani rytmu, ani sensu. Wątki mieszają się, postaci są wprowadzane tylko po to, by zniknąć sekundę później, albo żeby nie robić dokładnie niczego. Wydaje się, że mogłoby być o wiele lepiej, gdyby ktoś przysiadł i przeczytał całość jeszcze raz porządnie, zamiast skupiać się na pojedynczych scenkach i zabawie konwencją.

Żeby nie przynudzać - "Fantastyczny Pan Lis" to film przezabawny, ciepły, puszczający oczko, ze znakomitym sountrackiem, będący sztuką przez duże (acz nie wielkie) S. To tez kolejny z filmów, które dzieci obejrzeć mogą, ale adresowany jest w stronę widowni dorosłej... i kochającej surrealizm. Ja już wpadłam w tę lisią norę i, biorąc pod uwagę że już znalazłam cały sountrack na YouTube, szybko z niej nie wypełznę - a wy możecie podążyć za mną, nawet jeśli nie mam kamizelki i zegarka. Ten film to kawał dobrej roboty, który zapewni 87 minut prawdziwej rozrywki. No i jest to kolejna świetna adaptacja znakomitych powieści (powiastek?) Roalda Dahla, mistrza krótkich, niepokojących, surrealistycznych opowieści dla każdego.

1 komentarz:

  1. Widziałem ten film i muszę powiedzieć, że zrobił na mnie wrażenie. Głównie przez sposób wykonania (animacja poklatkowa jest cudowna), ale chyba nawet bardziej przez swoje przesłanie i ciepły humor, który pozwolił zapomnieć o innych rzeczach. Co do artykułu - masz do pisania tego typu rzeczy talent. Pozdrawiam - K.M.

    OdpowiedzUsuń