niedziela, 24 października 2010

Płyta tygodnia - Pulp Fiction

Podstawa dobrego tygodnia to nie, jak można się domyślać, hamburger i napój gazowany, ale odpowiedni soundtrack. Dlatego na przyszły tydzień, który prawdopodobnie będzie deszczowy i zimny, proponuję coś rozgrzewającego - Pulp Fiction. O Quentinie Tarnatno mówi się dużo - że z kina klasy ZZZZZZZ potrafi zrobić sztukę, że stanowi klasę samą w sobie (i od interpretacji zależy, czy dlatego że jest taki genialny, czy ponieważ jest niżej niż w podkopie, denka studni na dnie), że ma swój własny, niepowtarzalny styl - ale rzadko kto zwraca uwagę na szósty zmysł w doborze piosenek w filmach. I tak jak ma swój styl filmowania, bazujący na kinie klasy B i horrorach klasy Z, tak samo muzyka przez niego dobierana ma w sobie coś intrygująco spójnego.


Mój krążek, będący, jak na fanatyka filmu przystało, edycją kolekcjonerską, to 21 'tracków' z czego trzy to same dialogi, a jeden to szesnastominutowy koentarz Tarantino do filmu i muzyki, którego, przyznam się szczerze, nigdy nie odsłuchałam do końca. Umieszczony na szarym koniuszku wywiad zawsze działał mi na nerwy, bo puszczona w kółko płyta zawsze dawał mi te 16 minut trudno zrozumiałej paplaniany. Tarantino nie ma odpowiednio zrozumiałego akcentu jak dla mnie.

Ścieżki to kolejno:
1. Pumpkin & Honey Bunny (dialog) / Misirlou (Dick Dale & His Del-Tones)
Pamiętny początkowy dialog dwojga zakochanych, zakończony dużą ilością przekleństw i wejściem głównego tematu muzyki w filmie - nagranego w 1964 roku instrumentalnego kawałka (od początku wiadomo że to lata 50 lub 60... nazwy 'Imię Nazwisko & His/Her Coś' były wtedy w modzie...) nawiązującego do greckich, żydowskich i arabskich rytmów - a nawet właściwie jest to piosenka na wskroś grecka, gdyż tam właśnie w bólach została poczęta w latach 20. Mamy więc ostry, rockowo folkowy start.

2. Royale with cheese (dialog)
Kto widział PF wie o co chodzi. Kto nie widział, niech zobaczy. Ja od siebie dodam, że był taki czas, kiedy znałam to na pamięć. Słowo w słowo. Całą 1 minutę 42 sekundy.

3. Jungle Boogie (Kool & The Gang)
Trochę funku, moim zdaniem zalatująca rapem. Całkowicie niepasująca do reszty płyty, chaotyczna i mało rozbudowana muzycznie.

4. Let's Stay Together (Al Green)
Sentymentalna piosenka która aż wrzeszczy, że jest z lat siedemdziesiątych. Przyjemna i melodyjna, przywodząca na myśl wspólne siedzenie przy kominku, z kieliszkiem wina i kocykiem. niektórzy mogą lepiej znać wersję Tiny Turner.

5. Bustin' Surfboards (The Tornadoes)
W tytule mogłoby być cokolwiek - nawet 'uprawianie marchewki dla początkujących' - a i tak wiadomo by było, że to piosenka do surfowania. Zaczynająca się delikatnym poszumem fal uderzających o brzeg, z szarpaniem gitary lekko przywodzącym na myśl hawaje... Została uznana zresztą za najważniejszą i pionierską piosenkę kalifornijskiego surfu.

6. Lonesome Town (Ricky Nelson)
Słynny facet, słynna piosenka. Kolejna nastrojowa ballada, tym razem melancholijna i zachęcająca do skoczenia z mostu.

7. Son of the Preacher Man (Dusty Springfield)
Jedna z najważniejszych śpiewaczek amerykańskich, w jej największym przeboju. Spokojna i rytmiczna, ale z pazurkiem, wszystko czego chcemy od historii o utraty dziewictwa przez grzeczną panienkę.

8. Zed's Dead (dialog)/ Bullwinkle part II
Mroczny gitarowy kawałek, kolejny z surfingowych hitów (tyle że tym razem przywodzące na myśl nie słoneczną Kalifornię, ale mroczne deski - zabójców ze strefy mroku). Świetne użycie saksofonu sprawia, że tej melodii się nie zapomina.

9. Jack Rabbit Slims Twist Contest (dialog)/ You Can Never Tell (Chuck Berry)
Tak. Nikt nie skojarzy starego dobrego Chucka Berry'ego, ikony Rock'n'Rolla, z jednym z najsłynniejszych tańców kina. Nie wiecie skąd rozczapierzone palce przesuwane przed oczami? Albo zatykanie nosa i udawanie, że się nurkuje? No to już wiecie. Ha, tegoście się nie spodziewali.

10. Girl, You'll Be A Woman Soon (Urge Overkill)
To jest TA piosenka. Niepokojąca, gitarowa solówka, głeboki i pełen bólu głos odrzuconego faceta tłumaczącego ukochanej, że kiedyś, już niedługo, będzie musiała mieć faceta. I że to będzie on. Najbardziej kojarzona piosenka z filmu, kojarzona z opisanym wyżej tańcem... Ale to nie ta scena. Tutaj Mia Wallace też tańczy, ale też się prawie zaćpuje na śmierć.

11. If Love is A Red Dress (Hang Me In Rags) (Maria McKee)
Męczące pięć minut. Piękna pieśń, ale niestety, trochę za dużo nut i stała, jednostajna melodia, która aż prosi się o rozwinięcie skrzydeł i wejście ostrzejszych rytmów, jakiegoś basu i mocniejszej gitary. Niestety.

12. Bring Out The Gimp (dialog) / Comanche (The Revels)
Ostra zabawa instrumentami z genialnymi dzwonkami i przychrypłą trąbką prosto z piekła. Zapada w pamięć.

13. Flowers on the wall (The Statler Brothers)
Miła piosenka, ładna do patrzenia, miła w dotyku, skoczna i przyjemna. Ale niewiele więcej.

14. Personality goes a long way (dialog)

15. Surf Rider (The Lively Ones)
Ostatnia, ale i trzecia, melodia do surfowania. Bliżej jej jednak do niefrasobliwości "Bustin; surboards" niż mrocznej atmosfery 'Bullwinkla"

16. Ezekiel 25:17
Najsłynniejszy wers z Biblii... W Ameryce. Nie żartuję, wygrał w jakowymś plebiscycie. Jedyną niespodzinką jest to, że został on w całości wymyślony przez Tarantino. Więc sorry Winnetou, fani filmów nie mogą się chwalić znajomością Pisma Świętego.

17. Since I First Met You (The Robins)
Spokojna, sentymentalna piosenka, nastrojowa i melancholijna. To już track bonusowy, ale konia z rzędem temu, kto znajdzie ją w filmie...

18. Rumble (Link Wray)
Fajny instrumentalny kawałek oparty na gitarze i perkusji. Mający w sobie coś z surfu, ale i funku.

19. Strawberry Letter #23 (The Brothers Johnson.)
Ciekawa piosneka już zwiastująca lata osiemdzieisąte. Rytmiczna i z ciekawymi dzwonkami na początku.

20. Out the limits (The Marketts)
Piosenka jeżdżąca - słychać kopyta, słychać prerię, słychać WOLNOŚĆ!

21. Wywiad z Tarantino. Bez komentarza.

Płyta, jak widać, to wybuchowa miesznaka melancholii, rocka, folku, ostrych riffów, radości i mroku (złooo...). Piosenki są wymieszane i całość powinna być raczej uznana za memento filmu bądź źródło ciekawych kawałków do odsłuchiwania osobno, bo trudno się wstrzelić w odpowiedni nastrój. Ale taki też jest film - poszatkowany, zmienny, nierówny i chaotyczny. Jeśli więc lubicie Tarantino, lub lubicie ciekawą muzykę, zupełnie inną od dzisiejszej sieczki płynącej z radia - to jest płyta dla was.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz